wtorek, 25 lutego 2014

5. Dziwna przysługa.

Już dzisiaj miał się obyć pierwszy konkurs skoków narciarskich na tegorocznych Igrzyskach Olimpijskich. Lena w towarzystwie Katrin oraz całej grupy, pojawiła się pod skocznią godzinę przed planowanym rozpoczęciem. Pomysłowe pasemka dziewcząt robiły wręcz furorę wśród zgromadzonych! Szatynka była wielce podekscytowana. To był pierwszy szalony krok w jej życiu, dzięki któremu nareszcie poczuła że żyje. Lina miała rację. Powinno pozbyć się swojej skorupy i po prostu dobrze się bawić. W końcu ma dopiero osiemnaście lat!
Z zadowoleniem rozłożyła swoją flagę na barierce, po czym niepewnie rozejrzała się wokół. Wiedziała że Bastian musi gdzieś się tu kręcić. Nie sądziła że akurat tutaj go spotka. W Rosji. Na konkursie skoków narciarskich. Z tego co pamiętała on również nie interesował się tym sportem, a jednak podążył nieświadomie za nią. I to ją denerwowało najbardziej.
Konkurs nareszcie się rozpoczął. Czekając na skoki swoich reprezentantów Lena wraz z Katrin bawiły się świetnie. Organizatorzy zadbali o odpowiednią muzykę do której dziewczyny tańczyły wraz z innymi kibicami, rozgrzewając przy tym swoje zmarznięte ciała. Szatynka całkowicie zapomniała o Bastianie. Skupiła się na tym, co działo się wokół.
Pierwszym z Niemców okazał się Andreas Wank. Wokół Leny, która była otoczona niemieckimi kibicami, zrobiła się głośna wrzawa. Szatynka mocno zacisnęła kciuki, lecz akurat wtedy brunet musiał zejść z belki. Katrin przeklęła silniejszy wiatr pocierając dłonie. Osiemnastolatka nie bardzo się w tym orientowała, w końcu jeszcze tyle nauki było przed nią, ale również była zirytowana pogodą. Na szczęście nie trwało to długo. Andreas z powrotem usiadł na belce. Po jego skoku okazało się iż przekroczył granicę setnego metra. Wokół można było usłyszeć okrzyki radości ... Wank na chwilę obecną stał się liderem.
- Po skoku Richarda idę po coś gorącego! - Katrin próbowała przekrzyczeć tłum. Lena jedynie pokiwała głową, szybko przypominając sobie kim jest ów Richard. Na szczęście pamięć na chwilę obecną miała dobrą, więc przed oczami stanął jej brunet z uroczymi dołeczkami w policzkach.
Nie minęło pięć minut jak i on pojawił się na belce. Znów wokół zrobiło się głośno. Doping pomógł, ponieważ i on przekroczył sto metrów. Jednak okrzyki radości zmieszały się z jękiem zawodu i kilkoma przekleństwami pod adresem sędziów z powodu niskich ocen. Lena jedynie westchnęła.
- Kupisz mi kawę? - poprosiła Katrin, która w tym momencie wybierała się w stronę baru szybkiej obsługi. Pokiwała jedynie głową i zniknęła w tłumie. Szatynka poprawiła grzywkę uśmiechając się na samo wspomnienie pasemek. Kiedy pierwszy raz zobaczyła efekt w lustrze miała ochotę wrzeszczeć jakby zobaczyła mysz. Mimo, że się nie bała tych małych gryzoni! Jednak po kilku minutach stwierdziła że wygląda świetnie. Co najśmieszniejsze, jej i Katrin efekty mogli zobaczyć telewidzowie, kiedy z wielkimi uśmiechali machały w stronę kamery. Tak, to jest zdecydowanie szalony dzień.
- Andreas Wellinger! - usłyszała spikera. Katrin nie zdążyła wrócić z kawami co spowodowane było zapewne długą kolejką. Jednak spokojnie mogła obejrzeć skok, ponieważ koło baru stał wielki telebim. Szatynka jednak nie zaprzątała sobie tym głowy, a jedynie spojrzała w stronę lecącej sylwetki Andreasa. Zacisnęła mocno kciuki czując jak serce zaczyna jej mocno bić. To na pewno z nerwów. W ten sposób próbowała racjonalnie wyjaśnić swoje odruchy. Niebieskooki niestety wylądował przed setnym metrem. Westchnęła wyobrażając sobie jego zawiedzenie. Ale przecież został drugi skok!
- Już jestem! - krzyknęła jej Katrin do ucha, podając w międzyczasie kubek z kawą. - Boże co za ludzie! Przepraszam po angielsku aby się przesunęli, a oni nic! Więc przepraszam po niemiecku! Nawet po rosyjsku, chociaż ni w ząb nie rozumiem tego języka, a oni dalej stoją jak święte krowy! Miałam już próbować po chińsku, ale stwierdziłam że koniec udawania grzecznej i po prostu zaczęłam się pchać! - wyszczerzyła się niezwykle z siebie zadowolona popijając ciemną, gorącą ciecz. Lena zaśmiała się serdecznie. Bardzo polubiła Katrin. Była szalona jak Lina, ale mimo to ... była inna. Nie denerwowała ją jak często to robiła siostra. Nie miała pojęcia czym mogło być to spowodowane, ale cóż ... nie ma idealnego rodzeństwa. Zawsze są kłótnie i walki.
- O! Teraz Severin! - krzyknął ktoś z grupy, więc znów wokół rozległa się wrzawa. Jednak nie potrwała ona długo. Czwarty reprezentant Niemiec pechowo się przewrócił przy lądowaniu. Wokół zapadła cisza. Lena z przerażeniem zakryła usta dłonią. Sekundy które zaczęły mijać były wręcz wiecznością. Wszyscy chcieli wiedzieć czy z Severinem wszystko w porządku. I na całe szczęście skoczek podniósł się pokazując że jest cały i zdrowy. Kibice zgromadzeni pod skocznią zgotowali mu wielki aplauz.
Pierwszą serię wygrał Polak, Kamil Stoch. Lena z wiarą, iż jej rodacy w drugiej serii poradzą sobie o wiele lepiej, udawała się w poszukiwaniu kosza chcąc wyrzucić plastikowy kubek po kawie. W drodze powrotnej natknęła się na osobę której nigdy w życiu nie chciała widzieć. Na Sarah. Nową dziewczynę Bastiana. Tą która odbiła jej chłopaka. Oczywiście Lena nie wróżyła im długiego związku. Poznała się na chłopaku, wiedziała że nie wytrzyma dłużej niż rok z jedną dziewczyną. Niestety, zrozumiała to za późno. Potrafił nieźle oczarować płeć piękną. Jednak Sarah jeszcze o tym nie wiedziała i z góry patrzyła na Lenę. Szatynka początkowo chciała ją po prostu wyminąć, jednak brunetka stanęła jej na drodze. I to wcale nie przypadkowo.
- Przyjechałaś tutaj za Bastianem? - zadawała najzabawniejsze pytanie pod słońcem. Osiemnastolatka z rozbawieniem spojrzała w piwne oczy dziewczyny. - Nie rób z siebie ofiary losu. Zostawił Cię dla mnie, więc się z tym pogódź. - Sarah perfidnie przeżuwała gumę, która o mały włos nie wypadłaby jej z ust.
- Ostatnią rzeczą jaką bym zrobiła to podążaniem za tym patafianem jak błędna owca. Także z łaski swojej zejdź mi z drogi i wracaj do swojego Romeo. - mruknęła mijając zdezorientowaną dziewczynę. Przyjechała tutaj za Bastianem? Coś podobnego! Kto mógłby w ogóle wpaść na tak idiotyczny pomysł! Nie sądziła aby to był wytwór wyobraźni Sarah. Do tej pory dziewczyna wręcz schodziła Lenie z drogi. 
Szatynka rozejrzała się jeszcze raz wokół po tłumie kibiców. W oczy rzuciła się jej dość charakterystyczna szara czapka z pomponem. Ta sama, którą miał wczoraj na głowie Bastian. Tak, to był on. Patrzył wprost na nią uśmiechając się ironicznie. Akurat podeszła do niego Sarah, więc objął ją w pasie i wbił swoje usta w jej wargi. Oczywiście nie spuszczając wzroku z Leny. Dziewczyna jedynie pokręciła z politowaniem głową i wróciła do Katrin.
Akurat rozpoczynała się druga seria, a na belce usiadł Severin. Niestety jego skok nie zachwycił, co mogło być niestety spowodowane upadkiem kilkanaście minut wcześniej. Jednak najważniejsze w tej chwili było to, iż Niemcowi nic poważnego nie dolegało. Jeszcze miał szanse na dwa medale.
Potem wszystko potoczyło się dość szybko jak to w drugiej serii. Richard niestety nie poprawił drugiego skoku i ostatecznie zajął dwudziestą lokatę. Andreas Wank uplasował się na dziesiątym miejscu, co wydawało się być jednak dobrym wynikiem. Jednak największą niespodzianką, a raczej najlepszą wiadomością była szósta pozycja niebieskookiego, który awansował na nie o kilka miejsc! Lena czuła jakąś dziwną wewnętrzną satysfakcję, której jak najszybciej chciała się pozbyć. Ale mimo to była z niego dumna.
Mistrzem został ten, który znokautował wszystkich, czyli Kamil Stoch. Lena z podziwem klaskała gdy Polak stanął na najwyższym podium odbierając kwiaty. Katrin dodała swoje trzy grosze stwierdzając że wyglądają jak sałata, co rozbawiło całą grupę. Po wszystkim wszyscy udali się do schroniska z nadzieją, że kolejne konkursy będą szczęśliwsze dla ich rodaków.

***

Było około 22:00 gdy Andi leżał na łóżku patrząc w sufit. Żałował że pierwszy skok ni jak mu wyszedł. Kto wie, może wskoczyłby na podium? Nie lubił gdybać, ale to mimo wszystko były Igrzyska Olimpijskie. Wszyscy powtarzali, że jest młody, że ma czas. Ale co z tego! Był ambitny, chciał sięgać po najwyższe cele. Chciał ... chciał ... chciał ... westchnął przeciągle. Musiał był cierpliwy i ciężko pracować. Sam talent i ambicja to nie wszystko.
Spojrzał na Marinusa który spał jak niemowlę. Rzucił się na swoje łóżko jak tylko przekroczyli próg pokoju. Był wykończony, mimo że nie brał czynnego udziału w dzisiejszym konkursie. Andi czuł lekkie zmęczenie, ale nie mógł zasnąć. Prysznic jeszcze bardziej go rozbudził. Jedyne na co w tej chwili miał ochotę to ... hot - dog. Jęknął zakrywając twarz poduszką. Jeszcze tego brakowało! Żeby miał ochotę na to paskudztwo! Po pierwsze było to zabronione, a po drugie ... gdzie on o tej porze znajdzie budkę z fast foodem?! Momentalnie przed jego oczami stanął mały bar obok skoczni, skąd pochodziły smaczne zapachy. Skoczkom wręcz wywracało żołądkami, ale jak Rosjanie coś wymyślą to nie ma bata!
Niebieskooki próbował myśleć o czymś innym, ale irytujące ssanie w żołądku było wprost nie do wytrzymania! Wyskoczył z łóżka zakładając na siebie dresy, a na stopy sportowe buty. Może znajdzie coś w hotelowej kuchni, co pomoże mu zapomnieć o niezdrowym jedzeniu. Tak, jasne. Po 22:00? Przecież o tej porze kuchnia była zamknięta! Z walizki wyciągnął swoją prywatną kurtkę, bez żadnych naszywek od sponsorów, oraz czapkę. Zaryzykuje. Najwyżej Schuster powiesi go na jednym z kół olimpijskich. Może będzie tak dobry i pozwoli mu wybrać kolor, na którym zawiśnie.

Cała grupa kibiców wybrała się do pobliskiego pubu na przysłowiowe małe ciemne piwo. Lena co raz lepiej bawiła się w ich towarzystwie. Prawie ze wszystkimi znalazła wspólny język i zapomniała całkowicie o swoich obawach z początku. Żyła chwilą, lecz wiedziała że po powrocie do domu, oprócz wspaniałych wspomnień pozostanie jej długa lista nowych znajomych. I właśnie to wprawiało ją w większą radość. Nareszcie udowodniła że potrafi nawiązywać kontakt z ludźmi.
Właśnie schodziła z szerokim uśmiechem z parkietu, po dość intensywnym tańcu z kolegą, kiedy ktoś na nią wpadł. Z jej ust wyrwało się szybkie przepraszam, mimo że to wcale nie była jej wina. Podniosła wzrok, a humor momentalnie się jej popsuł. Z góry, z ironicznym uśmieszkiem patrzył na nią nie kto inny jak Bastian. W ręku trzymał kufel piwa. Lena z satysfakcją stwierdziła, że przez uderzenie trochę wylało mu się na rękaw.
- Nadal na mnie lecisz. - zauważył.
- Marzenie ściętej głowy. - westchnęła próbując go wyminąć jednak złapał ją za łokieć. Odwróciła się wściekła w jego stronę. Gdyby wzrok mógł zabijać, właśnie miałaby na sumieniu Bastiana. - Weź to łapsko ode mnie i poszukaj swojej nowej dziewczyny. - syknęła przez zęby.
- Jeszcze tak nie dawno lubiłaś jak Cię dotykałem. - puścił jej zalotnie oczko. Szatynkę zemdliło na samo wspomnienie. Chciała jak najszybciej zapomnieć o jego dotyku na swoim ciele. - Po za tym nie bądź zazdrosna. - chciał pogłaskać jej policzek jednak energicznie przekręciła głowę na bok.
- Zazdrosna? Nie żartuj sobie. - prychnęła wyrywając się z jego uścisku. - Raczej jest mi jej żal, bo prędzej czy później znajdziesz sobie kolejną i jak tchórz zerwiesz z nią przez wiadomość tekstową. Bo czy nie jest tak? Udajesz chojraka, a jak co do czego to nie potrafisz spojrzeć komuś innemu w twarz. - ich spojrzenia się skrzyżowały. Oczy Leny ciskały wręcz gromy, a dłonie zacisnęły się boleśnie w pięści. Brunet miał wymalowaną na twarzy furię. Jeszcze żadna z jego byłych nie odnosiła się do niego w ten sposób. To on był panem sytuacji! Gdzie podziała się ta sierotka Lena, którą musiał wręcz prowadzić za rączkę jak przedszkolaka?!
- Z takim ostrym języczkiem nikt nie będzie Cię chciał. Ach nie! Przepraszam! To tylko ja się ulitowałem i oddałem Ci nie cały rok swojego życia. - uśmiechnął się perfidnie. Oczy szatynki pociemniały, jak niebo przesłonięte chmurą burzową. - Po za tym w niektórych sprawach też jesteś beznadziejna. - machnął ręką.
- Może to wina partnera? - chciała go wyminąć, lecz znów chwycił ją za łokieć. Tym razem boleśniej bo aż syknęła.
- Odszczekaj to. - warknął. Znów mierzyli się wściekłymi spojrzeniami. Żadne z nich nie chciało odpuścić. Żadne z nich nie chciało przegrać tej walki. Bastian nie zdawał sobie sprawy jak przez niego zmieniła się Lena. Była silniejsza, bardziej pewna siebie. Nie musiała się głupio zgrywać jak on. Miała swoje argumenty, które uderzały w jego męską dumę.
- Kochanie wszystko w porządku? - znikąd pojawiła się Sarah mierząc szatynkę nieprzyjemnym wzrokiem.
- Tak. - westchnął. - Musiałem jeszcze raz wytłumaczyć Lenie, że nic nas nie łączy. - szatynka uchyliła zaskoczona usta próbując coś powiedzieć, jednak zabrakło jej słów. Jak on śmiał?! Czy ona nie widzi jak on nią manipuluje?! Łyka wszystko co jej powie! Jak ona ... dawniej. - Mam nadzieję, że teraz dotarło. - spojrzał na nią z wyższością. Nawet się nie spostrzegł jak zwinna dłoń Leny odbiła się boleśnie na jego policzku. Sarah cicho pisnęła rzucając się z ratunkiem w stronę Bastiana.
- Byłabym skończoną idiotką gdybym jeszcze się za tobą oglądała. - osiemnastolatka syknęła przez zęby. W środku aż trzęsło ją z nerwów. Dziw, że to wszystko skończyło się jednym wymierzonym policzkiem. - I doskonale wiem że Sarah to zrozumie za jakiś czas, więc już teraz jej współczuje. Znalazłam kogoś komu ktoś taki parszywy jak ty nawet do pięt nie dorasta. - rzuciła na koniec oddalając się od Bastiana i Sarah. Nie wiedziała czemu to powiedziała. Po co? Żeby poczuć satysfakcję? I bez tego ją czuła. Skłamała, trudno.
Złapała swoją kurtkę, po czym niezauważona wyszła z pubu. Na szczęście nikt z jej znajomych nie widział starcia z Bastianem. Nie chciała się tłumaczyć i opowiadać historię, którą chciała jak najszybciej zapomnieć. Po za tym była w tej chwili wściekła. Chciała być sama, wyładować na czymś swoją złość. Lecz po drodze nie znalazła niczego czym mogłaby choćby rzucić. A wandalem nie była, więc w spokoju zostawiła znaki drogowe i latarnie. Aż tak źle z nią nie było. Niestety ... może i niczego nie znalazła, ale na jej drodze stanął ktoś niewinny.
Z całym impetem wpadła na młodego mężczyznę, przez co z rąk wypadł mu świeżutki hot-dog, którego dopiero co kupił. Chłopak zaklął siarczyście co jeszcze bardziej rozwścieczyło szatynkę.
- Czy wy faceci musicie być aż takimi idiotami?! - krzyknęła wymachując rękoma.
- Wybacz, gdybym wiedział że nadchodzisz niczym czołg pancerny, trzymałbym tego hot-doga mocniej. - zironizował nieznajomy spoglądając tęsknie na parującą bułką z parówką w środku. Teraz pokrytą śniegiem ... niestety.
- Nie mówię o tym cholernym hot-dogu! - zamaszyście kopnęła bułkę, która przeleciała kilka metrów przed siebie, lądując pod zaparkowanym samochodem. - Jesteście idiotami! Zawsze musi wyjść na wasze! Nie macie za grosz szacunku do kobiet, jedynie zrzucacie na nas całe zło tego świata! - miotała się w tą i z powrotem.
- Jesteś jedną z tych ukraińskich feministek? - zapytał niepewnie rozbawiony całą tą sytuacją. - Jeśli tak to ... powinnaś być topless. - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Lena poczerwieniała ze złości, po czym chwyciła w garść śniegu i rzuciła nim w rozbawionego prawie do łez chłopaka. Dopiero wtedy rozpoznała w nim Andreasa Wellingera. Momentalnie złość z niej wyparowała, a pojawił się zwykły wstyd. Zrobiła z siebie kretynkę, a do tego niepotrzebnie go zaatakowała ... a przecież nie powinien odpowiadać za głupotę Bastiana. - Kto Cię tak zdenerwował Lena? - spojrzał na nią swoim zniewalającym spojrzeniem.
- Nie ważne. Szkoda słów na tą gnidę. - westchnęła wkładając ręce do kieszeni. Spojrzała w stronę bezpańskiego psa, który merdając szczęśliwie ogonem wyciągnął spod samochodu bułkę z parówką. - Przepraszam. Powinnam Ci odkupić.
- I tak byłem ostatnim klientem. - wzruszył ramionami. Zapadła pomiędzy nimi krępująca cisza. Szatynce było głupio, chciała jak najszybciej się oddalić z tego miejsca. Jednak z drugiej strony poczuła nagłą potrzebę wygadania się komuś. Nie wiedziała jednak, czy niebieskooki ma ochotę wysłuchiwać o jej życiu. - Więc? Powiesz mi co to za gnida? - zagadnął.
- Był były. - mruknęła pod nosem. W międzyczasie kopała czubkiem buta w zaspę. - Nie sądziłam że tutaj go spotkam. Wystarczy że muszę oglądać jego gębę w Monachium. Na dodatek nagadał swojej dziewczynie, tej dla której mnie zostawił, że to ja za nim wszędzie chodzę, rozumiesz? - spojrzała na niego. Andi pokiwał głową i czekał na dalszą część historii. Westchnęła kontynuując. - I to niby dlatego tutaj przyjechałam. Bo on tu jest! Normalnie tylko idiota mógłby to wymyślić. - zaśmiała się nerwowo.
- Czujesz jeszcze coś do niego?
- Oczywiście że nie! - aż ją otrzepało na samą myśl. - Najchętniej zgniotłabym go obcasem. Byłam ślepa że pozwoliłam mu zbliżyć się do siebie. Przyjechałam tutaj żeby dobrze się bawić, myślałam że chociaż tutaj na niego nie wpadnę. A tu proszę ... wczoraj jakby nigdy nic podchodzi sobie do mnie. - warknęła kopiąc energiczniej w śnieg. Skoczek delikatnie złapał ją za łokieć i odsunął. Jedynie zacisnęła usta w wąską kreskę. - Na dodatek jak idiotka powiedziałam mu że znalazłam sobie kogoś, komu nie dorasta do pięt. Głupia, kto by chciał takie chodzące nieszczęście. - uderzyła dłońmi o uda.
- Po pierwsze, zapomnij że on tutaj jest. Nie dawaj mu tej satysfakcji. - położył swoje dłonie na jej ramionach. - Jemu właśnie o to chodzi. Żebyś myślała o sobie jak najgorzej, zapominając, że to z jego winy się rozstaliście. Chce Ci wmówić że to ty jesteś wszystkiemu winna. - szatynka pokiwała głową. To co mówił Andi miało sens. Właśnie to chciał osiągnąć Bastian. 
- Wszyscy faceci tak robią? - zapytała niepewnie.
- Nie. - zaśmiał się serdecznie. - Tylko Ci bez honoru. Ale na szczęście, a przynajmniej mam taką nadzieję, jest ich mniej na tym świecie. - uśmiechnął się do niej, co momentalnie odwzajemniła. Miał rację. Dość rozgrzebywania ran. To właśnie tutaj miała rozpocząć nowe życie i Bastian jej w tym nie przeszkodzi! - I skoro przyjechałaś się tu dobrze bawić, to to zrób. 
- Dziękuję. - szepnęła. - I przepraszam ... pewnie byłeś głodny ... - zaczęła się tłumaczyć, lecz Andi zaśmiał się serdecznie, zarażając ją tym samym. Stali tak przez chwilę śmiejąc się z głupiej bułki z parówką, którą niechcący nakarmili bezpańskiego psa. W pewnej chwili usłyszeli za sobą głosy. Lena odwróciła się zaciekawiona myśląc że to jej grupa wraca do schroniska. Lecz uśmiech momentalnie jej zrzedł, ponieważ w ich stronę zbliżał się właśnie Bastian ze swoją świtą. Jedynie jęknęła szukając drogi ucieczki.
- To on? - usłyszała głos Andiego, więc jedynie pokiwała głową. - Ok, zanim coś zrobię to wiedz, że chce mieć dzieci, więc nie kop. - rzucił. Lena zmarszczyła brwi odwracając zaskoczona wzrok w jego stronę. Andreas położył dłoń na dole jej pleców przyciągając bezbronne ciało zaskoczonej dziewczyny do siebie. Szatynka zatrzymała się na jego przyjemnie twardej klatce piersiowej. Momentalnie zabrakło jej tchu. Otumaniona zapachem jego perfum spojrzała z pytaniem w oczach na jego twarz, która niebezpiecznie zbliżyła się do jej. Poczuła jego oddech najpierw na policzku, sekundę później na nosie, aż ciepły powiew dotknął jej warg. Chciała zaprotestować, lecz nie zdążyła. Zamknął jej usta delikatnym pocałunkiem, niczym dotyk motyla. Intensywność tego doznania wręcz ją sparaliżowała. O niczym w tym momencie nie myślała, tylko o jego ustach delikatnych jak jedwab spoczywających na jej własnych. Prawie jęknęła z rozpaczy gdy odsunął się na milimetry. - Wczuj się bardziej jeśli to ma wyglądać wiarygodnie. - szepnął. Przez chwilę otrzeźwiły ją jego słowa. Oczywiście, że to było na niby. Chciała się wycofać, ale jakaś niewidzialna siła trzymała ją przy Andreasie. Co jej szkodziło? Położyła dłoń na jego szyi i wbiła swoje usta w jego. Jęknął zaskoczony, ale odwzajemnił pocałunek. Jego ręce mocniej objęły ją w tali przysuwając jej ciało jeszcze bliżej swojego. Poczuli wzajemne ciepło, które posuwało ich drobnymi kroczkami dalej. Nawet nie zauważyli gdy początkowo niewinny pocałunek zamienił się w bardziej odważny. Niespodziewanie ich języki spotkały się w połowie drogi, aby złączyć się w jednym szalonym tańcu. Lena westchnęła głośno gdy dłoń Andreasa przesunęła się po jej ciele w górę i zatrzymała we włosach. Przeczesał je swoimi palcami doprowadzając dziewczynę do chwilowej utraty świadomości. Jej ręce znalazły się przy kurtce chłopaka, niespodziewanie odsuwając zamek. Trzęsące dłonie wślizgnęły się pod nią, aby zatrzymać się na klatce piersiowej chłopaka. Wyczuła jak napina twarde jak stal mięśnie. Andreas w pewnej chwili rozpaczliwie uniósł jej drobne ciało i oparł o ścianę pobliskiego budynku. Następnie podniósł jej nogę zarzucając na swoje biodro, chcąc czuć ją jeszcze bliżej siebie. Lena zrzuciła jego czapkę wbijając dłonie we włosy, czując jak jego własne zjeżdżają w dół i zatrzymują się na jej tyłku. Uchyliła delikatnie powieki rozglądając się wokół. Nikogo nie było. Bastian zniknął, a wraz z nim jego towarzysze. Dlaczego więc ona i Andreas nadal przedstawiali tą szopkę? I do czego to doprowadziło! 
- Andi ... - szepnęła odsuwają swoją twarz od jego. Spojrzał na nią zdziwiony ciężko dysząc. Postawiła nogę na ziemi i delikatnie odepchnęła go od siebie. - Chyba za daleko to ... - przerwała szukając odpowiednich słów. Dotknęła dłonią rozpalonej twarzy.
- Tak ... przepraszam. - mruknął podnosząc czapkę z ziemi.
- Nie to ja ... - ich spojrzenia się skrzyżowały. Sekundę później jak na zawołanie odwrócili od siebie speszeni wzrok. - Chyba aż tak to nie miało wyglądać. - zaśmiała się nerwowo pod nosem poprawiając rozczochrane włosy.
- Trochę nas poniosło. - zauważył strzepując z czapki śnieg, po czym założył ją na głowę. Lena zarumieniła się ponieważ sama mu ją zrzuciła. - Powinniśmy ...
- Zapomnieć. - dokończyła za niego. Była wręcz pewna że trudno będzie jej wymazać tą sytuację z pamięci. Jednak musiała stwarzać pozory. Wcale nie była taką dziewczyną. Miała swoje zasady ... więc cholera dlaczego teraz o nich zapomniała?!
- Tak ... zapomnieć. - pokiwał głową.
- Powinnam wracać do schroniska. - machnęła dłonią w prawą stronę. Parę metrów dalej stał wysoki budynek w którym zatrzymała się z całą grupą.
- Tak, ja też powinienem.
- Więc ... dziękuję za rozmowę. - zaczęła niepewnie na niego spoglądając. - No i życzę sukcesów w dalszych konkursach. - uśmiechnęła się delikatnie, co odwzajemnił. Po krótkim pożegnaniu każde z nich ruszyło w swoją stronę. Każde z tysiącem myśli w głowie. Każde z zapewnieniem, że na pewno nie zapomną ...

***

Cóż ja mogę dodać ... nie myślcie sobie, że ostatnia scena cokolwiek zmieni w relacjach Andreasa i Leny, to było przypadkowe! =D I co najważniejsze! Imiona Bastiana i Sarah są również przypadkowe, od tak je wpisałam. Oglądając mecz Bayernu Monachium z Arsenalem dotarło do mnie, że przecież Schweinsteiger i jego dziewczyna noszą te imiona, także zaznaczam że to nie są oni i to nie ma nic z nimi wspólnego! Jedynie nazwisko Leny ukradłam, także przepraszam Phillipp, po prostu Cię lubię =)



sobota, 22 lutego 2014

4. Parada gejów.

Otwarcie Igrzysk Olimpijskich.

Niemieccy skoczkowie narciarscy udali się do Soczi na oficjalne otwarcie Igrzysk Olimpijskich. Było to wydarzenie  ogromne, owiane ścisłą tajemnicą, przyciągające miliony ludzkich spojrzeń. Wśród sportowców można było wyczuć wielkie poruszenie związane z tym wydarzeniem. Niektórzy, tak jak Andreas Wellinger, pierwszy raz mieli dostąpić tego zaszczytu. Zaszczytu bycia na otwarciu jak i uczestniczeniu w tak wielkiej sportowej imprezie. Dlatego też niebieskooki był zainteresowany nawet najmniejszym szczegółem. Chciał zapamiętać jak najwięcej z pierwszych, mając nadzieję że nie ostatnich, Igrzysk Olimpijskich. Lecz nie wszyscy podzielali jego entuzjazm. Jego przyjaciel, Andreas Wank, stał oburzony wśród niemieckich sportowców oczekujących na wyjście na płytę stadionu i zaprezentowanie swojego rodzinnego kraju.
- Wyglądamy jak na paradzie gejów. - mruknął oburzony w stronę Andiego i Marinusa, którzy w tej chwili fotografowali się z oficjalnymi maskotkami Igrzysk. Wank doskonale wiedział jak mają wyglądać niemieckie stroje, lecz dopiero teraz stwierdził że ich kolory obrażają jego orientację seksualną. Oczywiście tylko on, lub aż on, miał ten problem. - Nie ma mowy! Ja nie wychodzę! - założył ręce na piersi.
- Zamknij się i chodź do zdjęcia! - zawołał wyszczerzony Marinus. Andreas z cierpiącą miną podszedł do kolegów i spojrzał na niedźwiedzia polarnego, który przewyższał go o dwie głowy. Nawet przed tą durną maskotką było mu wstyd. Ale Andreas uwielbiał zdjęcia z kolegami, także uśmiechnął się rozbrajająco do Severina, który dumnie trzymał w rękach aparat. Efekt uwieczniony dla potomnych.
- Widzisz, nie bolało. - zaśmiał się najmłodszy z ekipy.
- Andi, ładny masz tyłeczek w tych białych gatkach ... - stwierdził Wank odprowadzając niebieskookiego wzrokiem. - Oh nie! Nie, nie, nie! Przez te cholerne stroje zaczynam podrywać własnego kumpla! - zrozpaczony schował twarz w dłonie, nie zwracając uwagi na resztę, która ryknęła głośnym śmiechem. Na domiar złego niedźwiedź polarny klepnął go w tyłek. Andreas głośno pisnął i uciekł w stronę Schustera, który jedynie wywrócił oczami. Wściekłość trenera na dwóch podopiecznych przeszła rano gdy zafundował im dodatkowe pięć okrążeń wokół hotelu. Wiedział że ta kara idealnie wybije im wybryki z głów. Na szczęście z nosem Wellingera było wszystko w porządku. Okłady, które zalecił najmłodszemu lekarz kadry, przyniosły świetny efekt.
- No nie! - zawył zrozpaczony Severin. - Nie zdążyłem tego uwiecznić.
- Koniec wygłupów! - zawołał Schuster przywołując swoich podopiecznych do siebie. - Nie róbcie wstydu krajowi i stańcie wreszcie jak normalni ludzie. - obrażony Wank stanął po prawej stronie Wellingera i naciągnął na czoło kolorową czapkę. Andi jedynie zaśmiał się pod nosem, po czym stanął na palcach próbując dostrzec, kiedy nadejdzie ich chwila. Mimo swojego wysokiego wzrostu, ledwo co dostrzegł ponad głowami ludzi. Spojrzał na Richarda i Severina, którzy zaczęli udawać że boją się zbliżyć do Wanka. Jedynie puknął palcem w czoło dając im do zrozumienia, że zachowują się idiotycznie.
Zanim nadeszła ich pora, minęło dobre pół godziny. Raźnym krokiem wyszli z tunelu słysząc jak nazwę ich kraju spikerzy wyczytują w trzech językach. Andi poczuł nagle napływ dumy. Uśmiechnął się szeroko machając wraz ze wszystkimi. Reprezentował swój kraj na największej sportowej imprezie w wieku osiemnastu lat. Czy mógłby być większym szczęściarzem? Mógłby, gdyby zdobył medal. Ale dla niego samo uczestniczenie w tym wszystkim było szczytem marzeń. Zerknął w bok na Wanka, który chyba zapomniał o traumie ze strojami i energicznie wymachiwał swoją małą flagą, wręcz podskakując. Zaśmiał się serdecznie robiąc mu zdjęcie. Jednak w tej wrzawie brunet nic nie zauważył. Na szczęście.
Usiedli wygodnie na miejscach specjalnie dla nich przeznaczonych czekając cierpliwie, aż zaprezentują się wszystkie kraje. W międzyczasie Severin nadal bawił się w nadwornego fotoreportera, który chciał uwiecznić każdy moment, każdą chwilę. Nawet tą kiedy trener zaczął dłubać sobie w nosie. Tak, uwiecznił to.
- Wanki, ale pięknie wyglądasz przy tym niedźwiedziu. - zachwycił się Richard przeglądając pamięć aparatu. Brunet jedynie prychnął głośno i odwrócił głowę w inną stronę.
- Zostaw go. Jest ofiarą molestowania. - dodał swoje trzy grosze Marinus. Skoczek nawet się nie spostrzegł jak rozwścieczony Wank rzucił się w jego stronę. Problem w tym, że pomiędzy nimi siedział Andi, więc i on wylądował na koledze z reprezentacji.
- Spokój! - warknął Schuster.
- Trenerze ... ja tu zostałem powołany w roli reprezentanta, czy w roli worka treningowego Wanka? - jęknął niebieskooki rozmasowując sobie czoło. Werner jedynie wywrócił oczami błagając w myślach Boga o cierpliwość, po czym odwrócił się do podopiecznych plecami.
- Lizus. - mruknął brunet trącając osiemnastolatka łokciem. - Dzisiaj się skarżysz, bo nie ma tu twojej pielęgniarki. - wytknął mu język niczym przedszkolak. Andi jedynie westchnął i spojrzał w stronę reprezentacji Rosji, która ku wielkiej wrzawie, wyszła na płytę. Chciał w jakiś sposób podziękować Lenie za ratunek. Nie liczył oczywiście leków, które jej podarowali razem z Wankiem dla chorej koleżanki. Nie wiedział w jaki sposób, ani czy w ogóle ją jeszcze spotka, ale czuł potrzebę wynagrodzenia jej wszystkiego, co dla niego zrobiła.
- Jakiej pielęgniarki? - zainteresował się Marinus nie odrywając wzroku od baletnic, które właśnie wkroczyły na środek. Osiemnastolatek zagryzł dolną wargę milcząc jak zaklęty. Reszta ekipy nie wiedziała o jego i Wanka przygodzie. Z dłońmi na sercu obiecali trenerowi, że zachowają to dla siebie. Na wszelki wypadek. Dlatego też kopnął bruneta w nogę, gdy ten już otwierał usta, aby zdać całą relację koledze.
- Żadna. Nie wiesz, że Wank w dzieciństwie spadł z rowerka na beton i uderzył się w głowę? - wyszczerzył się szeroko zadowolony z siebie. Andreas prychnął pod nosem, lecz o dziwo nie odezwał się ani słowem. Na szczęście Marinus nie pytał o nic więcej. W spokoju mógł oglądać dalszą część ceremonii.


Lena wraz z Katrin usiadły w jadalni wraz z całą ekipą, skupiając swoje spojrzenia na telewizorze, w którym właśnie zaczynała się ceremonia otwarcia Igrzysk. Szatynka miała wielką ochotę zostać w pokoju i po prostu zasnąć. Była zmęczona. W nocy przespała raptem trzy godziny, większość czasu przekręcając się na skrzypiącym łóżku. W dzień całą grupą zwiedzali Krasną Polanę, co akurat było ciekawym zajęciem, ale nie dla osoby która ledwo wlokła nogę za nogą. Do tego to spotkanie ze skoczkami ... już nigdy więcej nie pokaże się im na oczy! A tym bardziej ich trenerowi. Co ten człowiek mógł sobie o niej pomyśleć? Kolejna szalona fanka, która zaczaiła się na jego biednych podopiecznych!
Ocknęła się ze swoich myśli, gdy w pomieszczeniu zrobiło się głośniej. No tak, wychodziła właśnie niemiecka ekipa. Szatynka przyjrzała się im bliżej i zaśmiała pod nosem. Kolorowe stroje które mieli na sobie prawie rozbawiły ją do łez. Próbowała wyłapać wzrokiem znajomych dwóch twarzy, aby ocenić jak wyglądają w kolorach tęczy, jednak to zadanie było zbyt trudne. Ludzi za dużo, a kamera nie mogła cały czas skupić się na jednej reprezentacji. Lena odhaczyła sobie w pamięci, aby poszukać ich zdjęć w internecie. Nie mogła po prostu tego przegapić!
- Świetnie wyglądają, prawda? - spytała Katrin. Szatynka jedynie pokiwała energicznie głową śmiejąc się sama z siebie. Cóż ... to były na pewno najbardziej oryginalne stroje dzisiejszego wieczoru. Gdyby dawali za to medal, Niemcy byliby bezkonkurencyjni. Szatynka aż poczuła dziwną dumę. Zwariowała.

***

Kolejnego dnia miały się odbyć kwalifikacje. Katrin czuła się już zdecydowanie lepiej, ale dla pewności wolała jeszcze zostać w schronisku, aby móc w pełni sił dopingować swoich rodaków w pierwszym konkursie. Lena chciała towarzyszyć współlokatorce, ale prawie siłą została wygoniona z pokoju. Toteż wraz z grupą udała się pod skocznie. O dziwo, mimo że to było dopiero kwalifikacje, kibiców było mnóstwo. Atmosfera już dzisiaj była niesamowita.
Lena stanęła przy barierce obok której przechodzili poszczególni skoczkowie. Jej grupa miała ten przywilej, iż mogła zająć najlepsze miejsce. Z najlepszym widokiem, najbliżej sportowców. Z wielką ciekawością przyglądała się skaczącym zawodnikom. Ku wielkiemu zdziwieniu czuła wielkie podekscytowanie. Cała ta atmosfera świetnie na nią wpłynęła. Z wytęsknieniem czekała, aż na belce usiądzie jakikolwiek niemiecki skoczek. I doczekała się.
Pierwszym z Niemców był Andreas Wank. Szatynka słysząc jak spiker wymawia jego nazwisko zacisnęła mocno kciuki. I opłacało się, ponieważ przekroczył granicę setnego metra. Lena ku własnemu zdziwieniu podskoczyła z radości, jakby co najmniej zgarnął złoty medal. Ale pierwsze miejsce, przynajmniej chwilowe, to już coś!
Brunet ściągnął kask, w którym wyglądał na prawdę zabawnie, i pomachał do zgromadzonych kibiców. Dostrzegając wśród nich znajomą twarz wyszczerzył się szeroko i energicznie machał dłonią w stronę szatynki. Lena zaśmiała się pod nosem, ale odwzajemniła gest. 
Kolejnym jej rodakiem był Richard Freitag. Szatynka nie bardzo go kojarzyła, ale cóż się dziwić, tylko z dwójką skoczków miała spotkanie trzeciego stopnia. W każdym bądź razie zacisnęła kciuki jak w przypadku Wanka. Niestety, do setnego metra trochę zabrakło, ale Richard miał zapewnioną kwalifikację do jutrzejszego konkursu. Przechodząc obok barierek spojrzał na dziewczynę.
- Cześć Lina. - uśmiechnął się i przeszedł dalej. Osiemnastolatka uchyliła zaskoczona usta. Cześć Lina? Skąd on wiedział jak się nazywa? A raczej za kogo się podaje?! Powinna zabronić Wankowi i Wellingerowi obgadywania jej w ich kadrze. Ale coś jej nie pasowało. Richard przywitał się z nią jak z osobą ... którą zna. To trochę zbiło ją z tropu. Nie przypominała sobie, aby kiedykolwiek poznała jakiegokolwiek skoczka. No, oprócz Andreasa numer jeden i Andreasa numer dwa. Ale to są akurat wyjątki od reguły. Biła się z myślami do czasu, aż spiker nie wyczytał kolejnego nazwiska.
- Andreas Wellinger! - szatynka uniosła wzrok i zacisnęła kciuki. Nagle zaczęła się zastanawiać nad jego nosem. Owszem, wieczorem przeglądnęła internet w poszukiwaniu zdjęć w kolorowych strojach, ale na żadnym z nich nie dostrzegła zaczerwienionego, lub spuchniętego nosa. A wątpiła w to, aby Andi używał pudru. Zaśmiała się przyglądając jak jego sylwetka ląduje przed setnym metrem. Była pewna że w konkursie poradzi sobie o wiele lepiej. Obserwowała go jak zdejmuje kask, po czym przeczesuje swoje niesforne włosy, które dodawały mu niesamowitego uroku. Tak, z pewnością połowa jego fanek nie zwracała uwagi na jego wyniki, a na wygląd. W sumie nie dziwiło to Leny, był bardzo przystojny. Potrząsnęła gwałtownie głową chcąc pozbyć się tej myśli. Chłopak przeszedł obok nie zwracając uwagi na kibiców i na nią. Poczuła lekki zawód. Współczując sobie głupoty przeniosła spojrzenie na kolejnego Niemca, który usiadł na belce. Okazał się nim Severin Freund. Tak, ten sam którego pomyliła z Andim. Skoczek dość dobitnie przekroczył setny metr, co spotkało się z aplauzem grupy niemieckich kibiców.
Dopiero po zakończeniu kwalifikacji Lena poczuła jak bardzo zmarzła. Jedyne o czym marzyła to gorąca kawa. Zeszła więc z trybun i udała się w stronę drewnianego domku, który został przerobiony na typowy bar szybkiej obsługi. Stanęła w kolejce przeskakując z nogi na nogę. Chciała jak najszybciej się rozgrzać, a do schroniska miała spory kawałek drogi. Miała dziwne wrażenie, że jest obserwowana. Kolejny raz. Poprzednim razem wścibskie oczy wlepili w nią niemieccy skoczkowie, lecz tym razem nie dostrzegła ich na horyzoncie.
- Lenka? - usłyszała za sobą znajomy głos. Momentalnie zesztywniała. Nie spodziewała się go tutaj. Ba! On miał zostać w Monachium. Był jednym z powodów, które pchnęły ją do szalonego przyjazdu tutaj! Tylko on mówił do niej Lenka! Odwróciła się delikatnie i spojrzała wprost w ciemne oczy Bastiana. Jej byłego. - A jednak to ty. - uśmiechnął się szeroko. - Na początku byłem przekonany, że to Lina, ale nie ... to ty ...
- I co w związku z tym? - wypaliła przerywając mu. To było ich pierwsze spotkanie od kilku miesięcy. To on zerwał z nią przez Sms-a pół roku temu, a teraz bezczelnie cieszył się na jej widok. Jakim prawem znowu wepchał się do jej życia?
- Chciałem się przywitać? - przyjrzał się jej dokładnie. Był zaskoczony, wiedziała o tym. Jeszcze jakiś czas temu zawstydzona spuściłaby wzrok na swoje buty, słuchając co ma jej do powiedzenia. Ale tamtej Leny już nie ma. Nikt nie będzie traktował jej jak lalkę, którą można się pobawić, a potem rzucić w kąt. - Co ty tu robisz? W końcu nie lubisz skoków. - zauważył. Miał rację.
- Ludzie się zmieniają. - stwierdziła. Akurat nadeszła jej kolejka, więc poprosiła o kawę kładąc na ladę odpowiednią ilość pieniędzy. Czuła na swoich plecach wzrok Bastiana. Chciała jak najszybciej się stąd oddalić. Z dala od niego! Chwyciła swoje zamówienie po czym bez słowa ruszyła w stronę schroniska. Słyszała za sobą ciężkie kroki, wiedziała że za nią idzie.
- Lenka daj spokój. Porozmawiajmy. - poprosił.
- O czym!? - odwróciła się gwałtownie przez co parę kropli kawy wylało się na śnieg. - Teraz zechciało Ci się ze mną rozmawiać?! Teraz?! - jej oczy niebezpiecznie zalśniły ze złości. Miała ochotę wylać parujący napój wprost na niego. - Trzeba było nie być takim tchórzem wcześniej. Nie jesteśmy przyjaciółmi, więc z łaski swojej nie łaź za mną i daj mi wreszcie święty spokój ... i nie mów do mnie Lenka! - krzyknęła. Parę ciekawskich oczu zwróciło na ich uwagę, ale nie przejmowała się tym zbytnio. Nareszcie wykrzyczała mu to, co leżało jej na sercu. Ze złości wrzuciła kubek z kawą do kosza.
- Zrobiłaś się jak Lina ...
- Lina kopnęłaby Cię teraz w to czego nie masz pod dostatkiem, a mi szkoda na to butów ... taka jest różnica. - prychnęła zostawiając zszokowanego Bastiana obok band reklamowych. Ruszyła w stronę schroniska z satysfakcją zauważając, że jej serce już nie przyspiesza na widok byłego chłopaka. Nareszcie wyrzuciła go ze swojego życia. I on ma czelność mówić jej że nie lubi skoków narciarskich? Jeszcze zobaczy!
Pierwsze co zrobiła po wejściu do pokoju, to poprosiła Katrin aby wyciągnęła farbę. Tak ... ona też zrobi sobie trzy pasemka na grzywce.

***

Dodatkowe okrążenia nie były jedyną karą Schustera wobec Wanka i Wellingera. Oprócz tego, skoczkowie zostali rozdzieleni. Niebieskooki musiał wymienić się pokojem z Severinem, więc w ten sposób wylądował u Marinusa. Nie narzekał. Kraus był jego drugim przyjacielem i co najważniejsze, był poważniejszy od jego imiennika.
Po kwalifikacjach trener kazał rozejść się im do swoich pokoi, grożąc, że będzie regularnie sprawdzał co robią. Dlatego też niebieskooki wraz z Marinusem wyciągnęli karty i zaczęli grać we wszystkie znane im gry. Ot tak, dla zabicia nudy. Andi wolał już nie narażać się trenerowi. Po wczorajszej przygodzie z Wankiem i dodatkowych okrążeniach nie był w najlepszej dyspozycji. Toteż przeniosło się to na jego dzisiejszy skok, który do udanych nie należał. Na szczęście miał zapewnione miejsce w konkursie. Obiecał sobie, że jutro da z siebie maksimum.
- Ha! Wygrałem! - zawołał radośnie Marinus wykonując szalony taniec radości. Andi zaśmiał się serdecznie i pozbierał karty, aby je potasować. - To jaka jest moja nagroda?
- Nagroda? Wygrałeś pierwszy raz od godziny i chcesz nagrody? - osiemnastolatek poruszał charakterystycznie brwiami. Kraus jedynie prychnął i usadowił się na swoim miejscu. - Nie zapominaj że masz dziewczynę.
- Andi? Ciebie niedźwiedź też pomacał? - współlokator rzucił w niego poduszką. Osiemnastolatek zaśmiał się serdecznie na wspomnienie przerażonej miny Wanka. O dziwo podobne zdanie na temat parady gejów miała też jego siostra, Tanja. Jego imiennik, gdy tylko o tym usłyszał, od razu stwierdził że się zakochał. Mimo że siostry Wellingera nigdy na oczy nie widział. Grunt to posiadanie podobnego zdania i poglądu na świat. W końcu nie uroda jest najważniejsza, prawda?
- Dlaczego właściwie Richard ma osobny pokój? - zmienił temat podając koledze kilka kart. - Nie pamiętam, aby kiedykolwiek miał z kimś pokój. Przynajmniej odkąd jestem w kadrze. - spojrzał na Marinusa. Zawsze zapominał o to zapytać innych, mimo że ta sprawa zawsze go ciekawiła. - Chyba mi nie powiesz że jest gejem.
- Nie. - śmiech Krausa rozniósł się po całym pokoju. - Richi po prostu chrapie jak stary niedźwiedź. Nikt nie może z nim wytrzymać, a on twierdzi że to dla niego to lepiej. - wzruszył ramionami skupiając się na grze. Przez chwile intensywnie dumali nad swoimi kartami. Ciszę tym razem przerwał Marinus. - Widziałam dzisiaj tą jego znajomą. Kłóciła się z jakimś gościem. Właściwie to krzyczała na niego. - kąciki jego ust delikatnie się uniosły, ale nie uśmiechnął się.
- Lenę? - Andi momentalnie się zainteresował.
- A nie Linę? - Kraus wbił w niego wzrok. Niebieskooki jedynie wzruszył ramionami udając, że nie jest aż tak bardzo zainteresowany tą sprawą. Mimo to, Marinus ciągnął dalej. - Przyglądałem się waszym skokom, a potem wracałem do hotelu. Szedł za nią, ona się odwróciła, krzyczała do niego żeby dał jej spokój i poszła. - zakończył rzucając teatralnie kartę na stos innych.
- Może chciał jej coś zrobić? - Wellinger nawet nie zauważył jak ścisnął mocniej karty dłońmi. Zastanawiał się kim może być ten facet. Co od niej chciał? Miał jedynie nadzieję, że nic jej nie zrobił. Na samą myśl ścisnął boleśnie mięśnie żuchwy. Momentalnie się opamiętał. Czym się przejmował? W końcu to nie jego sprawa!
- Raczej nie. Chciał chyba z nią pogadać, a ona nie bardzo się do tego kwapiła. Podejrzewam że to kolejny ze złamanym sercem. - zaśmiał się pod nosem na samo wspomnienie historii, którą pokrótce opowiedział im Richard. Andi się zamyślił. Lena nie bardzo pasowała mu to dziewczyny, która bawi się uczuciami. Ok, może jej nie znał, ale przez cały czas ani przez chwilę nie zauważył aby go podrywała. Ani Wanka, na szczęście. Może nie byli dla niej odpowiednimi obiektami? Kto wie. Jedynie westchnął i wrócił do gry. Czuł się dziwnie zazdrosny. Chyba oszalał.

***

Kocham ten rozdział. Po prostu go uwielbiam! Wyszedł mi perfecto! Przynajmniej ja tak uważam =D Dlatego też nie będę się rozpisywać tylko zapraszam do wyrażania swojej opinii na temat tego powyżej =)


sobota, 15 lutego 2014

3. Krzywe nogi Wanka.

Nowy dzień, nowe nadzieje, nowe życie. Z takim pozytywnym nastawieniem Lena podniosła się z łóżka. Postanowiła że od dzisiaj przestanie marudzić, rozluźni się i da się ponieść chwili. Oczywiście ze zdrowym rozsądkiem. Chcąc nie chcąc nie mogła się nagle zmienić, prawda?
W każdym bądź razie po porannej toalecie i śniadaniu, które nareszcie zaczęło wyglądać jak śniadanie, wraz z całą grupą udała się na teren skoczni. Jutro w Soczi miało odbyć się oficjalne otwarcie Igrzysk Olimpijskich, dlatego też dzisiaj ruch był jeszcze większy niż wcześniej. Jednak nie przeszkadzało to skoczkom, którzy zapoznawali się ze skocznią. Kilka narodowości postawiło dnia dzisiejszego na trening, między innymi Niemcy, którzy w małej grupce dyskutowali na uboczu. 
Lena wraz z Katrin usiadły wygodnie na zimnej trybunie rozglądając się wokół. Szatynka z rozbawieniem spojrzała na grzywkę współlokatorki. Już nie widniało na niej jedno niebieskie pasemko, a aż trzy! Były w ten sposób dobrane kolorystycznie iż tworzyły wspólnie flagę Niemiec. Wieczorem, gdy Lena wróciła zmarznięta ze spaceru, Katrin pochwaliła się swoim dziełem. Oczywiście nie obyło się bez prób zachęcenia niebieskookiej do tego samego kroku. Lena owszem, miała się rozluźnić, ale nie aż tak!
Dziewczyny z rozbawieniem położyły swoje nogi na barierce, po czym przeniosły swoje spojrzenia na grupę osób w różnym wieku, w kurtkach i czapkach tego samego koloru, którzy gromadzili się niedaleko nich. Katrin widząc zmarszczkę, która pojawiła się na czole siedzącej obok niej znajomej westchnęła :
- To fanklub Thomasa Morgensterna. Nie lubię Austriaków, ale jestem pod wrażeniem w jaki sposób podniósł się on po upadku. - Lena pokiwała lekko głową nie wiedząc co Katrin ma na myśli. Jaki upadek? Jaki fanklub? Kim jest Thomas?! - Za naszymi również przyjadą fankluby. - wzruszyła ramionami i przeniosła wzrok na skoczków. Jednak kilka sekund później odwróciła głowę za siebie, aby z powrotem spojrzeć na nich i ... na Lenę. Szatynka widząc zaskoczenie w oczach dziewczyny z szaloną naturą jedynie uniosła brwi ku górze. - Dziwne, obserwują Ciebie. - szepnęła. Lena momentalnie poczuła wypieki na policzkach. Nie lubiła jak ktoś ją obserwował, bądź dyskutował o niej. 
- Wydaje Ci się. - mruknęła spoglądając na skoczków kątem oka. Akurat odwrócili się do dziewczyn plecami, jakby dotarło do nich iż zostali złapani na gorącym uczynku. 
- Nie, patrzyli centralnie na Ciebie. A Wank wskazał na Ciebie palcem! - Katrin wręcz podskoczyła na swoim miejscu z podekscytowania. Lena poczuła jak jej puls lekko przyspieszył ze zdenerwowania. Dlaczego na nią patrzyli? A raczej dlaczego ją obgadywali? Zerknęła na plecy chłopaka, który podarował jej wczoraj swój podpis. Musiał im coś nagadać. Może opowiedział historię o tym jak jego urok osobisty powalił biedną Lenę z nóg, przez co zaczarowana podała mu nie to zdjęcie co trzeba. Tak, na pewno im o tym powiedział. 
          
***

Niemieccy skoczkowie stanęli w małej grupce pod skocznią, rozmawiając o jutrzejszym otwarciu Igrzysk. Cała piątka była podekscytowana nadchodzącymi dniami, jednak ze wszystkich sił próbowali tłumić w sobie emocje. W końcu najważniejsze było skupienie. Nie mogli sobie pozwolić na zdenerwowanie bądź brawurę. To mogłoby za dużo ich kosztować. 
Najmłodszy z nich, Andreas, przysłuchiwał się swojemu imiennikowi, który właśnie opowiadał sprośny dowcip. Wank jak zwykle był duszą towarzystwa i jednym słowem potrafił poprawić humor całej ekipie, jak i przenieść ich myśli na odpowiednie tory. Andi uśmiechnął się na końcówkę dowcipu. Znał go doskonale z książeczki, którą jego starszy brat starannie chował pod łóżkiem. Osiemnastolatek wcale nie był wyjątkiem. Nie jednokrotnie sięgał po to co zakazane. 
- Ziemia do Richarda! - Andi podniósł wzrok na stojącego obok niego kolegę. Przed jego twarzą Wank energicznie machał dłonią. - Halo, Houston, mamy problem. Powtarzam mamy problem! - Freitag wziął do dłoni trochę śniegu i sypnął nim w twarz natrętnego kolegi. Reszta grupy ryknęła głośnym śmiechem przyglądając się Wankowi, który ocierał sobie twarz. - Sorry Richard, ale tak się patrzyłeś na te fanki, że myślałem że gałki oczne Ci wyskoczą. - mruknął obrażonym tonem Andreas i dla własnego bezpieczeństwa odsunął się od bruneta.
- Czyżby Richard zapomniał o punkcie jedenaście b? - zapytał Severin próbując zalotnie wachlować rzęsami, lecz ni jak mu to wychodziło. Miało być zalotnie, a wyszło komicznie, co oczywiście nie uszło uwadze reszty.
- Po prostu znam jedną z tych dziewczyn. - wzruszył ramionami i zerknął na tajemniczą szatynkę. Oczywiście pozostała czwórka podążyła za nim wzrokiem. W tym również Andi, który w znajomej Richarda rozpoznał Linę ... Lenę. - Wczoraj nie mogłem sobie przypomnieć skąd ją znam, ale teraz już wiem. Poznaliśmy się pół roku temu w jednym w klubów w Berlinie. Wpadła w oko mojemu kumplowi. Nawet myślałem że coś z tego będzie, ale pokręciła się przy nim, a potem zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Ma dziewczyna talent w łamaniu serc. - zaśmiał się pod nosem. Marinus zagwizdał przeciągle co zirytowało Wellingera. Pokręcił jedynie z politowaniem głową i jeszcze raz zmierzył dziewczynę wzrokiem. Wczoraj sprawiała wrażenie nieśmiałej osoby, czyżby na prawdę ta zabawna niebieskooka była zdolna do łamania męskich serc? Cóż ... miała ku tego zewnętrzne predyspozycje. 
- Poznała Cię? - podekscytowany Wank z powrotem pojawił się obok Richarda. Brunet jedynie pokręcił przecząco głową. - Ale to na pewno ona? - wskazał palcem wprost na szatynkę, co nie uszło uwadze jej koleżance. Cała piątka jak na zawołanie odwróciła się plecami do obserwowanego obiektu. 
- Jesteś idiotą. - warknął Severin. - Matka Cię nie uczyła, że paluchem nie wskazuje się obgadywanej osoby? - rzucił w niego swoją rękawiczką, lecz zwinny Wank uchylił się przed ciosem.
 - Ale obgadywać to chyba też nie ładnie, co? - zapytał niepewnie Marinus. Wszyscy zmierzyli się zmieszanymi spojrzeniami. 
- Jesteśmy facetami, taka już nasza natura. - oczywiście ta kwestia wręcz musiała należeć do Andreasa Wanka. Po tym małym usprawiedliwieniu wszyscy poczuli się oczyszczeniu z zarzutów i ruszyli w stronę domków, w którym trzymali swój sprzęt.

***

Jak pech to pech. Zaraz po powrocie do schroniska Katrin źle się poczuła. Było jej zimno, do tego jej czoło dość szybko zrobiło się gorące. Ku przerażeniu Leny okazało się, iż właściciele nie mają w schronisku żadnych leków do zbicia gorączki. Prawie zrobiła im karczemną awanturę. To nie do pomyślenia, aby w schronisku nie było apteczki! Już na pajęczynę w kącie mogła machnąć ręką, ale co miała zrobić skoro jej współlokatorka leżała z drgawkami na łóżku? 
Zostawiając Katrin pod opieką dwóch innych dziewczyn z grupy, Lena udała się do centrum Krasnej Polany w poszukiwaniu apteki. Oczywiście aby w ogóle tam się dostać musiała iść z dobre trzy kwadranse w jedną stronę. Nie wiedziała czy jeżdżą tędy taksówki, więc musiała zaufać własnym nogom, które w tym momencie brnęły przez śnieg. Z prawej strony miała las, ciągnący się kilkadziesiąt metrów wzdłuż drogi. Wzdrygnęła się na samą myśl, iż będzie musiała wracać obok tych drzew w czasie, gdy na zewnątrz zrobi się już ciemno. Po lewej stronie miała wzniesienie na którym postawiono hotel. Lena miała już tą przyjemność aby tam zajrzeć. Więcej nie miała zamiaru.
Skostniałe dłonie włożyła do kieszeni kurtki. Z całego tego pośpiechu zapomniała wziąć rękawiczek, które w tej chwili leżały sobie zadowolone na skrzypiącym krześle obok jej tymczasowego łóżka. Na szczęście czapka i szalik dawały jej odrobinę poczucia ciepła. Mimo to przyspieszyła kroku czując chłodny powiew wiatru na nosie. 
Nagle usłyszała przeraźliwy ryk. Podskoczyła z przerażenia spoglądając w stronę lasu będąc pewną, że za chwilę wyskoczy do niej jakieś dzikie zwierze! Całe życie przeleciało jej przed oczami lecz ... jakież było jej zdziwienia gdy dwa metry za nią wylądowała dwójka nieznajomych osobników! Lena stała sparaliżowana widząc młodych mężczyzn. Jeden leżał na wznak na śniegu mrucząc pod nosem że umiera, zaś drugi, który wylądował obok swojego towarzysza, miał twarz w śniegu. Osiemnastolatka zamrugała kilka razy powiekami nie wierząc w to co widzi. Swój wzrok przeniosła na pagórek z którego owa dwójka prawdopodobnie się stoczyła. Ślady tylko utwierdziły ją we własnej analizie. Wniesienie nie było drastycznie wysokie, można powiedzieć nawet że łagodne, ale sturlać się stamtąd na pewno by nie chciała.
- Żegnaj wspaniały świecie! - usłyszała jęki jednego z poszkodowanych. - Tyle miałem planów, tyle marzeń  ... nie będzie medalu! Wybaczcie mi kibice, zawiodłem! - szatynka niepewnie podeszła do umierającego. Kojarzyła go, lecz nie była pewna skąd. Nie sądziła aby obrażenia których doznał miały go od razu zaprowadzić na tamten świat. O ile w ogóle miał jakieś obrażenia.
- Nie rób mi tego. - usłyszała z lewej strony strony. Drugi z poszkodowanych zaczął wypluwać śnieg ze swoich ust, próbując się podnieść. - Nie możesz mi odebrać przyjemności zabicia Cię gołymi rękoma. - warknął, lecz sekundę później jęknął przeraźliwie. Lena z przerażeniem zauważyła że śnieg obok jego twarzy zrobił się niebezpiecznie czerwony. Pchnięta instynktem szybko podbiegła do chłopaka klękając obok, po czym trzęsącymi się dłońmi ujęła jego twarz. Momentalnie rozpoznała w nim skoczka, którego miała przyjemność poznać podczas spotkania z kibicami. Trudno jest zapomnieć ten odcień oczu, który w tej chwili był ciemniejszy niż zwykle. Wzrok przeniosła na jego nos z którego powoli sączyła się krew. Syknęła rozglądając się w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby zatrzymać krwawienie. - Czyli go nie zabije tak? - mruknął niebieskooki opadając bezsilnie na śnieg. - Jestem już po drugiej stronie i zajmują się mną anioły ... aua! - wrzasnął na całe gardło. Lena uśmiechnęła się przepraszająco, ale nadal trzymała kawałek lodu przy jego nosie.
- To dla Twojego dobra. - westchnęła. Miała nadzieję, że przez ten przeraźliwy okrzyk bólu nigdzie nie osunęła się lawina. - I przykro mi, ale nie jestem aniołem. Ja tylko ratuje Twój nos. - wzruszyła ramionami z rozbawieniem. Skoczek miał przerażony wzrok, który utkwił w twarzy Leny. Dziewczyna była speszona, ale odważnie tamowała lecącą z nosa krew. 
- A mi trzeba uratować życie. - do jej uszu doleciał jęk drugiego skoczka. - Tracę oddech ... trzeba mi zrobił sztuczne oddychanie! - pisnął patrząc z nadzieją na szatynkę. Lena doskonale wiedziała że chłopak się zgrywa, dlatego pokręciła z politowaniem głową.
- Spierdalaj. - warknął niebieskooki. - Znajdź sobie inną pielęgniarkę. To przez Ciebie mam rozwalony nos, więc mam pierwszeństwo kretynie. Jak już mnie pociągnąłeś za sobą w dół, to trzeba było nie wierzgać tymi przeszczepami! - podniósł głos, lecz momentalnie tego pożałował. Z ulgą ułożył głowę na śniegu i poddał się całkowicie pod władanie nieznajomej.
- Z Twoim nosem jest wszystko w porządku. - uspokoiła go Lena. - Oczywiście będzie lekka opuchlizna, ale kilka okładów i szybko zniknie. Dasz radę wstać? - zapytała niepewnie. Powoli robiła się szarówka, a ona przecież musiała jeszcze udać się do apteki! Jednak na razie musiała się upewnić iż poszkodowani cali i zdrowi, no ... może oprócz nosa niebieskookiego, dotrą do swojego hotelu.
- No widzisz? Z Twoim pięknym nosem wszystko w porządku. - mruczał starszy skoczek podnosząc się powoli z ziemi. Lena podała rękę swojemu pacjentowi i pomogła mu stanąć o własnych nogach. Na szczęście z chłopakiem wszystko było w porządku. Krew powoli przestawała lecieć z nosa, co najbardziej ucieszyło szatynkę. Postanowiła że dla pewności odprowadzi ich kawałek.
Zapadła pomiędzy nimi cisza. Osiemnastolatka szła pośrodku czując z jednej i z drugiej strony natarczywe męskie spojrzenia. Chciała zapytać o powód przez który obydwaj sturlali się z pagórka, ale nie miała śmiałości. A raczej wolała nie wiedzieć. Kto wie co siedziało w ich głowach. Na całe szczęście przypomniała sobie jak się nazywają. Dzięki zaskakującemu dostępowi do internetu w schronisku, mogła doinformować się w najważniejszych kwestiach. Zapamiętała imiona i nazwiska skoczków oraz mniej więcej ich twarze. Teraz była więcej niż pewna iż po lewej stronie miała Andreasa Wanka, a po prawej jego imiennika Wellingera. 
Podniosła delikatnie wzrok na niebieskookiego lecz to był błąd z jej strony. Ich spojrzenia momentalnie się skrzyżowały, co wywołało rumieńce na jej policzkach. Na szczęście było już ciemno, więc chłopak nie mógł dostrzec jej małej kompromitacji
- Hmm ... myślę że dalej pójdziecie już sami. - westchnęła zatrzymując się. Skoczkowie spojrzeli na nią zaskoczeni jakby nie rozumieli co do nich mówi. Lena była przekonana że dadzą sobie radę już sami, a ona raczej nie chciała się pokazywać w ich towarzystwie pod hotelem. Wczoraj usłyszała przypadkiem że mają zabronione jakiekolwiek kontakty z płcią przeciwną. Po za tym powinna się spieszyć, Katrin nie będzie czekała na nią wieczność. - Ja muszę jeszcze się dostać do centrum miasteczka także cieszę się, że z wami w porządku i powodzenia. - odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie.
- Zaraz, zaraz! - zawołał za nią Wank i dwie sekundy później złapał ją delikatnie za łokieć odwracając w swoją stronę. - Przecież jest ciemno, a do centrum daleko. Chyba nie chcesz powiedzieć, że idziesz o własnych nogach w tamtą stronę? - uniósł zaskoczony brew ku górze. Szatynka przełknęła ślinę nie wiedząc co ma powiedzieć. Powinna jak najszybciej się oddalić od nich zanim ją odeślą do schroniska.
- Muszę. - rzuciła dobitnie. - Po za tym się nie boję. - uniosła dumnie podbródek. Co jak co, ale była odważna. Chociaż las po prawej stronie drogi lekko ją przerażał. Jednak nie chciała tego okazywać.
- Nie chodzi o strach, tylko o to że dziewczyny nie powinny w takich warunkach same spacerować. - oburzył się jej rozmówca. - Ja wiem, on jest przystojny i w ogóle, ale jak mu zależy to powinien sam do Ciebie przyjść. - szatynka zmarszczyła czoło nie bardzo rozumiejąc co do niej właśnie mówił. Kim jest tajemniczy On? Z kim niby miała się umówić? Co on w ogóle bredzi?!
- Wank ma rację. - podszedł do nich młodszy Andreas. Po krwi już nie było śladu, jedynie nos miał zaczerwieniony i lekko spuchnięty. Ale mimo to Lena stwierdziła że wyglądał uroczo i zadziornie. 
- Z nikim się nie umówiłam. - westchnęła poprawiając szalik. Zrobiło to jednak niemrawo, ponieważ dłonie miała skostniałe i prawie ich nie czuła. - Muszę znaleźć aptekę. Moja koleżanka się przeziębiła, a nie mamy ze sobą żadnych leków. - dwójka skoczków wymieniła ze sobą porozumiewawcze spojrzenia, a chwilę później złapali dziewczynę pod ręce, po czym ruszyli w stronę hotelu. - Co wy wyprawiacie?! - prawie wrzasnęła próbując się wyrwać. Jednak z marnym skutkiem. Obydwaj byli silni ... ba! W końcu byli mężczyznami. Biedna drobna Lena nie miała z nimi żadnych szans. 
Nawet nie zauważyła jak stanęli przed wejściem do hotelu. Wank wyciągnął dłoń aby nacisnąć klamkę, lecz nie zdążył ... drzwi same się otworzyły, a przed trójką stanął czerwony ze złości trener. Szatynka momentalnie skurczyła się w sobie. Jeszcze tego brakowało! Mogła uciekać kiedy miała ku temu okazję. Albo mogła w ogóle im nie pomagać ... nie, tego nawet nie brała pod uwagę. Jej samarytańskie serce nie pozwoliłoby zostać skoczkom na śniegu.
- Mam was! - wbił w nich swoje mordercze spojrzenie. - Złamaliście kilka moich zasad! Po pierwsze, wyszliście bez mojej zgody po za teren hotelu, po drugie spóźniliście się na nasze obrady, a po trzecie ... - przerwał patrząc prosto na Lenę. Szatynka uchyliła ze strachu usta doskonale wiedząc co mężczyzna stojący przed nią ma na myśli. - ... punkt jedenaście b. - szepnął trzęsąc się ze złości. Zdziwiona szatynka spojrzała najpierw na Wanka, który miał wzrok utkwiony w podłodze, a następnie na niebieskookiego który przegryzał ze zdenerwowania dolną wargę. O co mu chodzi z punktem jedenaście b? - Wellinger co się stało z Twoim nosem?! - wrzasnął na całe gardło. Chłopak uchylił usta, aby się usprawiedliwić, ale trener nie dał mu dojść do słowa. - No tak! Pobiliście się o dziewczynę! Ludzie trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam! Mieliście konkurować na skoczni, a nie między sobą!
- Ale oni się o mnie nie bili. - wyszeptała Lena. Cała trójka przeniosła na nią swoje spojrzenia. Zrozumiała że cały ciężar tłumaczeń opadł na jej drobne ramiona. Doskonale wiedziała że mężczyźni to tchórze. Zawsze mieli najwięcej do powiedzenia, a jak co do czego, to kobieta musiała wszystko załatwić. Nie inaczej było w tej chwili. - Ja tylko pomogłam zatamować krew z nosa. - wskazała nieśmiało na Wellingera. Czego właściwie się bała? Nie była niczemu winna. Co ten czerwony ze złości mężczyzna mógł jej zrobić? Przecież jej nie pogryzie! Wyprostowała odważnie ramiona i spojrzała wprost w oczy Schustera. - Upewniłam się już, że z pańskimi podopiecznymi wszystko w porządku, także najlepiej będzie jeśli się oddalę. - już miała wyjść na zewnątrz, kiedy ktoś znów uczepił się jej łokcia. Była wręcz przekonana, że Wank chce zginąć z rąk trenera i to przed samym otwarciem Igrzysk. Jakieś było jej zdziwienie, kiedy po odwróceni się do skoczka ujrzała przed sobą niebieskie oczy Wellingera.
- Zaciągnęliśmy Cię tutaj bo nie możesz iść o tej porze sama w poszukiwaniu apteki, a nasz lekarz na pewno ma coś na zbicie gorączki. - powiedział dobitnie nadal trzymając ją, aby nie uciekła. - Chociaż tak się odwdzięczymy. - Lena chciała coś powiedzieć, ale nagle zabrało jej słów. Bez słowa odprowadziła wzrokiem Wanka, który udał się do lekarza kadry. Pomiędzy nią, Andim i trenerem zapadła grobowa cisza. Schuster założył ręce na piersi, demonstracyjnie tupiąc butem o podłogę. Nie podobało mu się nieposłuszeństwo swoich podopiecznych i wcale to nie dziwiło szatynki. Obawiała się jedynie konsekwencji, które mogą spotkać dwóch Andreasów.
Chwilę później starszy z nich podał jej opakowanie z lekami. Podziękowała nieśmiało, po czym oddaliła się w stronę wyjścia.

***

Po powrocie z treningu Andi marzył jedynie o szybkim prysznicu oraz wygodnym łóżku. Niestety, nie było mu to dane. Jego imiennik, z którym jak wiadomo dzielił pokój, stwierdził że natychmiast musi się przewietrzyć. Ale że bał się iść sam, tak ... Andreas Wank bał się wyjść sam na spacer, wybłagał wręcz niebieskookiego aby mu towarzyszył. Oczywiście wyjścia po za teren hotelu były surowo zabronione przez trenera, ale dwójka niemieckich skoczków miała nadzieję wymknąć się niezauważeni. I o dziwo udała im się ta sztuka.
Wyszli zza bramę i ruszyli przed siebie. Dopiero teraz zauważyli że ich hotel został postawiony na małym pagórku z którego rozciągał się widok w dół na drogę prowadzoną do centrum miasteczka. Gdyby tylko mieli ochotę, mogliby zejść delikatnym zboczem kilka metrów w dół. Jednak Wank wybrał inną drogą. A właściwie szedł ślepo przed siebie wymachują swoim telefonem komórkowym.
- Gdzie jest zasięg? - jęczał niczym cierpiąca dusza. Osiemnastolatek który szedł za nim jedynie westchnął i wsunął dłonie do kieszeni spodni. Darzył swojego starszego kolegę wielką sympatią, ale musiał przyznać że Wank bardzo często działał mu na nerwy. No cóż, już taki miał charakter. Raz rozśmieszał, a za drugim razem doprowadzał do szewskiej pasji. Ile to razy Andi łapał się na rozmyślaniu o odpowiedniej torturze, której mógłby poddać bruneta żeby tylko zamknął swoje szanowne usta. Dzisiaj niestety było podobnie. Andreas nagle oznajmił że musi wyjść i wymusił na niebieskookim, niczym dziecko na swojej matce, aby mu towarzyszył. - Ty Andi! To nie ta znajoma Richarda? - poczuł jak Wank szarpie go za ramię. Osiemnastolatek spojrzał w dół, gdzie w śniegu dreptała znajoma sylwetka.
- Umm tak, chyba to Lena ... znaczy Lina. - poprawił się szybko, mimo że to tej pory nie wiedział jak na prawdę ma na imię ta dziewczyna.
- Po jaką cholerę ona lezie przez ten śnieg? - prychnął brunet przyglądając się drobnej sylwetce. Podszedł nawet bliżej jakby to miało mu pomóc w odczytaniu myśli nieznajomej. Niestety ... po drodze się potknął i niebezpiecznie przechylił do przodu. W ostatniej chwili złapał Andiego za łokieć, ale to tylko pogorszyło sytuację. Zaskoczony niebieskooki stracił równowagę i obydwoje upadli wprost na zbocze pokryte śniegiem. Na tym jednak się nie skończyło. Bezwładne ciała skoczków zaczęły zsuwać się w dół. Ryk Wanka przeszył całą okolicę, a jego noga, którą niebezpiecznie wierzgał próbując się zatrzymać, uderzyła centralnie w nos Andiego. Świat Wellingera zawirował. Poczuł jak ląduje twarzą w śniegu i za nic w świecie nie chciał się podnosić. Tyłek bolał go niemiłosiernie, a pulsowanie w okolicy nosa przeniosło się na całą twarz. - Żegnaj wspaniały świecie! - usłyszał pojękiwania bruneta. Przez krótką chwilę przestraszył się, że coś poważnego stało się jego koledze. Jednak szybko wyrzucił z głowy tą samarytańską myśl. To przez Wanka i jego krzywe nogi zsunęli się na tyłkach z pagórka! - Tyle miałem planów, tyle marzeń  ... nie będzie medalu! Wybaczcie mi kibice, zawiodłem! - Andi chciał prychnąć, ale jedynie śnieg wdarł się do jego ust. Podniósł powoli głowę wypluwając go.
- Nie rób mi tego! - mruknął próbując odnaleźć Wanka wzrokiem. Dostrzegł go jak leży na wznak patrząc rozanielonym spojrzeniem w pochmurne niebo. Miał ochotę podejść do niego i zacząć dusić. Może i dostałby dożywocie, ale przynajmniej uratowałby świat przed głupotą Wanka. - Nie możesz mi odebrać przyjemności zabicia Cię gołymi rękoma. - warknął. Poczuł pulsowanie w nosie, a na śniegu dostrzegł kropelki krwi. Zmarszczył zaskoczony brwi i wtedy ktoś chwycił chwycił delikatnie jego twarz w dłonie i odwrócił w swoją stronę. Andi dostrzegł znajome niebieskozielone oczy, ale za nic w świecie nie mógł sobie przypomnieć skąd. A może to nikt znajomy? Może Wank miał rację? Może rzeczywiście zawiedli trenera i kibiców ... - Czyli go nie zabije tak? - spytał zawiedziony, po czym opadł na śnieg. - Jestem już po drugiej stronie i zajmują się mną anioły ... aua! - wrzasnął na całe gardło czując jak coś przeraźliwie zimnego dotknęło jego poobijanego nosa. Ból przeszył całe jego ciało, ale dzięki temu odzyskał swoją świadomość.
- To dla Twojego dobra. - usłyszał nad sobą. - I przykro mi, ale nie jestem aniołem. Ja tylko ratuje Twój nos. - Andi wpatrywał się zszokowany w swoją wybawczynie. Lena, tak ... postanowił ją nazywać Lena ponieważ to imię bardziej do niej pasowało. No więc Lena delikatnie tamowała krew, która sączyła się z jego nosa.
- A mi trzeba uratować życie. - Wank przerwał tą błogą chwilę. - Tracę oddech ... trzeba mi zrobił sztuczne oddychanie! - pisnął. Szatynka spojrzała z politowaniem w jego stronę co niesamowicie ucieszyło Andiego. Nie chciał, aby zajmowała się jego kolegą. Nie chciał, aby w ogóle kimkolwiek się zajmowała po za nim!
- Spierdalaj. - warknął. - Znajdź sobie inną pielęgniarkę. To przez Ciebie mam rozwalony nos, więc mam pierwszeństwo kretynie. Jak już mnie pociągnąłeś za sobą w dół, to trzeba było nie wierzgać tymi przeszczepami! - krzyknął czego pożałował. Ból przeszył jego głowę, więc opuścił ją momentalnie na śnieg czując ulgę.
- Z Twoim nosem jest wszystko w porządku. - uspokoiła go Lena. - Oczywiście będzie lekka opuchlizna, ale kilka okładów i szybko zniknie. Dasz radę wstać? - zapytała niepewnie. Andi niepewnie pokiwał głową. Nie chciał wstawać. Tutaj było mu dobrze! Ale mimo wszystko musiał podać rękę dziewczynie i się podnieść. Oczywiście Wank musiał dodać trzy grosze od siebie, ale Andi nie miał zamiaru go słuchać.
W trójkę ruszyli w stronę hotelu. Przez całą drogę osiemnastolatek obserwował Lenę. Musiała nad czymś intensywnie rozmyślać, ponieważ zabawnie marszczyła brwi. Wellingerowi wydawało się że przez chwilę chciała o coś zapytać, ale zrezygnowała z tego. W ciszy zbliżyli się do bramy. Wówczas dziewczyna uniosła swoje oczy dzięki czemu ich spojrzenia się spotkały. Andi poczuł jak traci dech w piersi. Jakież ona miała piękne oczy!
- Hmm ... myślę że dalej pójdziecie już sami. - przerwała niewygodną ciszę. Obydwaj jak na zawołanie utkwili w niej swoje spojrzenia. - Ja muszę jeszcze się dostać do centrum miasteczka także cieszę się, że z wami w porządku i powodzenia. - odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie. Andi zmarszczył brwi. Jak to do centrum miasteczka? Na piechotę? Czyli tam się wybierała brnąć przez śnieg? I to o tej porze? Chciał zareagować, ale Wank zrobił to za niego. Zaczął kłócić się z dziewczyną, ale tym razem osiemnastolatek musiał mu przyznać rację. To nie do pomyślenia, aby dziewczyna o tej porze sama spacerowała. Sam miał dwie siostry o które się martwił, mimo że były od niego starsze. - Muszę znaleźć aptekę. Moja koleżanka się przeziębiła, a nie mamy ze sobą żadnych leków. - westchnęła szatynka gotowa uciec. Andi spojrzał na Wanka. Wiedział że obydwoje myślą o tym samym. W końcu mieli w kadrze lekarza, mogli mu podebrać jakiś lek na obniżenie gorączki. Chwycili więc Lenę pod ręce i ruszyli w stronę wejścia do hotelu. - Co wy wyprawiacie?! - krzyknęła, jednak skoczkowie dzielnie podeszli pod drzwi. Andreas chciał je otworzyć lecz niestety ... trener ich ubiegł.
- Mam was! - niebieskooki jedynie zaklął pod nosem. Miał nadzieję że Schuster nie wyjdzie dzisiaj ze swojego pokoju, przez co uda im się zaopatrzyć dziewczynę w to czego potrzebowała i wrócić do swoich czterech ścian. - Złamaliście kilka moich zasad! Po pierwsze, wyszliście bez mojej zgody po za teren hotelu, po drugie spóźniliście się na nasze obrady, a po trzecie ... - zawiesił się patrząc na Lenę. Przez chwilę osiemnastolatkowi wydawało się iż dziewczyna wpadła w oko mężczyźnie, ale dotarło do niego o co chodzi. O ten nieszczęsny i najważniejszy punkt. - ... punkt jedenaście b. - szepnął. Szatynka spojrzała na skoczków nie bardzo rozumiejąc o co chodzi Schusterowi. - Wellinger co się stało z Twoim nosem?! -wszyscy Ci, którzy aktualnie przebywali w recepcji usłyszeli wrzask trenera niemieckich skoczków. - No tak! Pobiliście się o dziewczynę! Ludzie trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam! Mieliście konkurować na skoczni, a nie między sobą! - Schuster zaczął się miotać czerwony ze złości. Jednak Andi musiał mu przyznać rację. To była ich wina.
- Ale oni się o mnie nie bili. - wyszeptała Lena. Cała trójka spojrzała na nią zaskoczona. Andi chciał jej zakryć usta dłonią, aby nie rozwścieczała bardziej szalejącego byka. - Ja tylko pomogłam zatamować krew z nosa. Upewniłam się już, że z pańskimi podopiecznymi wszystko w porządku, także najlepiej będzie jeśli się oddalę. - odwróciła się na pięcie. Nie mógł jej pozwolić odejść. Poszłaby prosto na poszukiwania apteki. Musiał zaryzykować i postawić się trenerowi. Tylko ten jeden raz. Chwycił więc Lenę za łokieć i odwrócił w swoją stronę.
- Zaciągnęliśmy Cię tutaj bo nie możesz iść o tej porze sama na poszukiwania apteki, a nasz lekarz na pewno ma coś na zbicie gorączki. - wyjaśnił czując na sobie wzrok trenera, która przeszywał jego ciało. - Chociaż tak się odwdzięczymy. - skinął na Wanka, który pobiegł szybko do lekarza. Zapadła cisza. Szatynka spuściła wzrok na swoje stopy. Schuster jak to miał w zwyczaju tupał teatralnie butem o posadzkę. W takich warunkach czekali na bruneta, który na całe szczęście nie kazał na siebie długo czekać. Szatynka rzuciła podziękowania i czym prędzej udała się do wyjścia z hotelu.
- No więc. - zaczął zniecierpliwiony Schuster. - Dowiem się wreszcie co do cholery jasnej się wydarzyło?!

***

Zapomniałam was uprzedzić na samym początku, że przed czytaniem moich wypocin, powinnyście skontaktować się z lekarzem ... tak na wszelki wypadek =) Nie wiem co ten Wank wyprawia, że fragmenty z jego udziałem wychodzą mi komiczne i wręcz nieokrzesane! Jak tak dalej pójdzie to Andi z Leną pójdą pod ścianę, a on stanie się gwiazdą tej historii. No nic ... idę odliczać czas do konkursu na skoczni dużej, a was zachęcam do komentowania! Nawet nie wiecie że niechcącą same podsuwacie mi pomysły =)


wtorek, 11 lutego 2014

2. Lina, Lena ... co za różnica.

Spotkanie skoczków narciarskich z kibicami, miało się odbyć w hotelowej jadalni. Lena wlokła się na nie na szarym końcu grupy, próbując nie rzucać się w oczy. To śmieszne, ale zachowywała się tak, jakby skoczkowie mieli ją przepytać z wiedzy na ich temat. A ona jedynie miała poprosić o kilka autografów dla siostry ... tyle! Mimo to, zdenerwowanie zżerało ją od środka. Po wejściu do jadalni, zauważyła krzesła rozstawione w trzech rzędach. Bez zastanowienia ruszyła w stronę ostatnich ...
- Lina! - usłyszała głos Katrin, ale nie przejęła się tym zbytnio. Dopiero gdy zobaczyła dziewczynę, która energicznie do niej machała wskazując miejsce obok siebie, w pierwszym rzędzie, zrozumiała że to ją woła. Przecież ma być własną siostrą przez dwa tygodnie! Lina, Lena co za różnica, usłyszała głos siostry. Tak, rzeczywiście, żadna. Usiadła obok zadowolonej Katrin i spojrzała na długi stolik dwa metry od niej. Z tego co zdążyła się dowiedzieć, mieli tam zasiąść skoczkowie. Odcięci od kibiców stolikiem. Jakby miał ich ktoś  zaraz zaatakować! Lena prychnęła pod nosem i poprawiła starannie swoją bluzkę. Czuła się dziwnie wokół dziewczyn, które stroiły się na to spotkanie od rana. Przyjechały tu w końcu kibicować czy na podryw? Ona sama założyła na siebie spodnie oraz szarą bluzkę z długim rękawem, wykończoną kołnierzykiem pod szyją. Nie miała zamiaru się mizdrzyć, a jedynie wyjść stąd jak najszybciej. 
I stało się. Do pomieszczenia, gęsiego, jeden za drugim, weszli skoczkowie. Wszyscy ubrani w dresy, uśmiechnięci od ucha do ucha, co chwilę się popychając. Jak dzieci. Lena poprawiła się na krześle i strzepała ze spodni niewidzialny pył. 
- Witam wszystkich bardzo serdecznie. - do głosu dopuszczono trenera. - W imieniu moich podopiecznych, chciałbym powiedzieć, że bardzo cieszy nas wasza obecność. Bardzo się cieszymy, że tak liczna grupa przyjechała nas wspierać. Dlatego też, chcemy się wam odwdzięczyć i z chęcią odpowiemy na kilka waszych pytań. Ktoś chętny? - uśmiechnął się szeroko "jeżdżąc" wzrokiem po zebranych. Kierownik grupy wziął do ręki mikrofon, po czym podszedł do pierwszej osoby, która podniosła rękę. Oczywiście łatwo się domyśleć, że po pytaniu trenera urósł las rąk. Oprócz jednej. Lena siedziała skulona na krześle, udając że wcale jej tu nie ma. Przysłuchiwała się jedynie pytaniom i odpowiedziom bez żadnego zainteresowania. Do czasu ... 
- Lina? - usłyszała głos kierownika, przez co cała zesztywniała. Spojrzała na niego bojaźliwie. Błagam, nie zadawaj mi tego pytania! Zaczęła modlić się w duchu gdy kierownik z mikrofonem w ręku się do niej zbliżał. Ja nie podnosiłam ręki. - Może Ty masz jakieś przygotowane pytanie? - uśmiechnął się serdecznie. Dziewczyna miała ochotę wybić mu zęby tym mikrofonem, ale przełknęła jedynie ślinę i z przerażeniem stwierdziła, że pięciu skoczków, z trenerem na czele, dziwnie się jej przygląda.
- Umm ... - lekko drżącą dłonią wzięła do ręki mikrofon i spojrzała na skoczków. Lina ratuj! Idiotko, to Twoja wina! Lena postanowiła jednak uratować swój honor i nie zbłaźnić się przed tym całym tłumem. Co to to nie! Wzięła głęboki oddech, przypominając sobie słowa trenera. Dlatego też chcemy się wam odwdzięczyć ... - Hmm nie uważacie że lepiej byłoby się odwdzięczyć kibicom medalem niż kilkoma odpowiedziami? - uśmiechnęła się lekko, dumna z siebie. Skoczkowie wymienili zaskoczone spojrzenia, a ich trener uniósł lekko brew ku górze. Zaśmiali się pod nosami, ale przyznali jej rację. Z gracją oddała mikrofon. Przeżyła.

*

Siedział pomiędzy Wankiem i Severinem odpowiadając na pytania zgromadzonych kibiców. Powoli zaczęło go to nudzić, ponieważ wszyscy pytali ich o cele, nastawienie ... ileż można powtarzać jedno i to samo? Jego wzrok co chwile uciekał do zegara, wiszącego po przeciwnej ścianie. Nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie stąd ucieknie. 
- Lina? - usłyszał głos kierownika grupy i ze znudzeniem podążył za nim. Mężczyzna podszedł do młodej dziewczyny, mniej więcej w jego wieku. Andi uśmiechnął się pod nosem z jej miny. Przez ułamek sekundy była wręcz przerażona. Czyżby była nieśmiała? Nie zwrócił uwagi, aby podnosiła rękę. Wokół zapadła cisza, a dziewczyna wzięła do ręki mikrofon. Młody Niemiec z uwagę przyglądał się jej mimice twarzy. Z przerażenia, do złości i ... do pewności siebie. Szatynka wyprostowała się na krześle po czym zwróciła się do nich :
- Hmm nie uważacie że lepiej byłoby się odwdzięczyć kibicom medalem niż kilkoma odpowiedziami? - i tu ich miała. Andi zaśmiał się pod nosem wymieniając wzrok z zaskoczonym Wankiem.

*

Kiedy skończyła się akcja z idiotycznymi, według Leny, pytaniami, osiemnastolatka mogła nareszcie wstać i wmieszać się w tłum. Na stoliku obok leżało pięć małych stosów zdjęć. Każde z nich przedstawiało innego skoczka. Wszyscy kibice mogli sobie je wziąć i poprosić o podpis na nich. Lena wcale się do tego nie kwapiła, chociaż wiedziała że Lina urwałaby jej głowę za to. Z wielkim trudem wzięła po jednym zdjęciu, po czym rozglądnęła się wokół. Skoczkowie stali w różnych miejscach, a wokół nich zgromadzili się kibice. Przez to powstało pięć dość zabawnych grupek. Szatynka westchnęła pod nosem wachlując zdjęciami obok twarzy. I co ja mam teraz robić? 
- Czekasz na mój autograf? - usłyszała za sobą rozbawiony głos. Odwróciła momentalnie głowę i spojrzała w intensywnie niebieskie oczy. Uchyliła lekko usta z wrażenia ... czy kiedykolwiek spotkała się z tak pięknym odcieniem oczu? Zaraz ... niebieskie? Nie, to przecież banalne. Lazurowe. Tak! To najlepsze określenie! - Ekhem ... - odchrząknięcie chłopaka dopiero otrzeźwiło Lenę. Dziewczyna momentalnie się speszyła i podała mu pierwsze lepsze zdjęcie.  Nieznajomemu uśmiech nie schodził z twarzy, a gdy zobaczył zdjęcie które mu podała, wyszczerzył się jeszcze szerzej. - Nie sądziłem, że ze mną jest już tak źle. - pomachał jej przed nosem fotką. Dopiero wtedy do szatynki dotarło że podała mu złe zdjęcie. Zanim zdążyła zareagować chłopak podszedł do stolika i wziął to ze swoją podobizną. - Więc dla kogo ma być dedykacja?
- Dla Leny. - mruknęła zawstydzona. Skoczek szybko podpisał podając jej. 
- Zaraz ... Leny? - zapytał chcąc się upewnić. Dziewczyna chwyciła za drugi koniec zdjęcia, tyle że skoczek trzymał za ten przeciwny i nie chciał puścić. - Wydawało mi się że prowadzący powiedział do Ciebie ... Lina? - zmarszczył czoło puszczając zdjęcie z podpisem. Osiemnastolatka speszyła się jeszcze bardziej. Jak mogła taką gafę strzelić! Oczywiście że miało być dla Liny!
- Lina, Lena ... co za różnica. - powtórzyła słowa siostry wzruszając ramionami. Chciała jak najszybciej stamtąd uciec. Nieznajomy za bardzo świdrował ją swoim spojrzeniem. I na szczęście ratunek dość szybko przyszedł. Z boku podeszły do nich rozchichotane dziewczyny podkładając skoczkowi zdjęcia pod nos. Lena momentalnie się wycofała posyłając mu delikatny uśmiech. Ale wątpiła że zwrócił na to uwagę.

Zaraz po skończonej konferencji skoczkowie mogli wstać i wyprostować kości. Jednak już po chwili zostali otoczeni wianuszkiem kibiców podkładającym im zdjęcia pod nosy. Andi dzielnie podpisywał wszystkie, do czasu kiedy jego mazak odmówił posłuszeństwa. Grzecznie przeprosił pozostałych udając się do stolika po coś do pisania. Oczywiście mógł wysłać kogoś innego, ale dzięki temu miał więcej powietrza dla siebie. Chwycił za pierwszy lepszy mazak nie zwracając zbytniej uwagi na kolor, po czym jego wzrok uciekł do szatynki stojącej do niego tyłem. Rozpoznał w niej tą samą dziewczynę, która była przerażona zadaniem im pytania. Stała całkowicie z boku, wachlowała twarz zdjęciami i z rozbawieniem przyglądała się innym. Była na prawdę dziwna. Gdyby nie fakt iż należała do grupy kibiców, młody skoczek dałby sobie rękę uciąć że kompletnie nie interesuje się tym sportem. Jego ciekawość zwyciężyła. Po kilku krokach stanął za jej plecami.
- Czekasz na mój autograf? - zapytał zanim pomyślał. Dziewczyna przestraszona odwróciła się i spojrzała na niego. Z rozbawieniem dostrzegł że mają ten sam kolor oczu. Chociaż nie ... jej nie były niebieskie. Raczej niebieskozielone, zależy pod jakim kątem się je obserwuje. Widział jak zaskoczona dziewczyna uchyliła usta i nie wie co powiedzieć. Dlatego chciał uratować sytuację i ... zakaszlał. Tak, idiotyczny sposób, ale dość skuteczny. Szatynka podała mu zdjęcie, które miał w zamiarze podpisać. Ale wtedy zauważył coś, co go bardzo rozbawiło. Otóż zamiast swojego podobieństwa zobaczył twarz ... Severina. - Nie sądziłem, że ze mną jest już tak źle. - zaśmiał się pod nosem i wziął ze stolika swoje zdjęcie. Dziewczynie zrobiło się głupio, ale wiedział że to z jego powodu. Sam ją przestraszył i z tego wszystkiego podała złe zdjęcie. - Więc dla kogo ma być dedykacja?
- Dla Leny. - mruknęła. Andi uśmiechnął się pod nosem i zręcznie podpisał zdjęcie. Już chciał jej podać, kiedy dotarło do niego coś dziwnego.
- Zaraz ... Leny? - dziewczyna lekko się zaczerwieniła. Andi doskonale wyczuł że coś jest nie tak. Ale to może on się pomylił. W końcu nie miał zbytniej pamięci do imion, ale w tej sytuacji był dość pewny siebie. - Wydawało mi się że prowadzący powiedział do Ciebie ... Lina? 
Lina, Lena ... co za różnica. - wzruszyła ramionami. Młody skoczek już miał rzucił że to duża różnica, lecz inni kibice nie dopuścili go do słowa. Nagle przed jego oczami pojawiło się kilka zdjęć do podpisu. Nieznajoma szatynka cofnęła się pospiesznie. Andi zauważył jeszcze jak uśmiecha się do niego delikatnie. Tak, to był piękny uśmiech.

***


Wieczorem Lena postanowiła wyjść na krótki spacer. Schronisko z każdą chwilą co raz bardziej ją przytłaczało. Potrzebowała świeżego powietrza. Natychmiast. Dlatego też chwyciła kurtkę oraz szalik z czapką, po czym ruszyła w stronę wyjścia. Fala mrozu, która w nią uderzyła gdy tylko przekroczyła próg, prawie pozbawiła ją tchu. Poprawiła starannie szalik i powolnym krokiem ruszyła przed siebie. Postanowiła nie oddalać się zbytnio od budynku, aby czasami się nie zgubić i nie zamarznąć w pierwszej lepszej zaspie. No tak ... tego brakowało na koniec tego szalonego dnia. Zamarznąć w zaspie. Osiemnastolatka zaśmiała się pod nosem rozglądając wokół i wspominając na spokojnie dzisiejszy dzień. Najpierw spotkanie ze skoczkami, potem wpadka przy autografie, przesłuchanie Katrin gdy zauważyła podpisane tylko jedno zdjęcie w dorobku swojej współlokatorki, obiad ... którego Lena nawet nie tknęła, a jedynie zadowoliła się zupką w proszku z pobliskiego sklepiku ... za dużo jak na jeden dzień. Na pierwszy dzień. A przed nią jeszcze dwa tygodnie! Miała się dobrze bawić, ale jak miała to uczynić skoro czuła się tutaj jak piąte koło u wozu? Ale może warto spróbować? W końcu Katrin była bardzo sympatyczną osobą. Ba! Cała grupa nie była wcale taka zła. Szatynka jedynie westchnęła i wyciągnęła telefon. Zmarzniętymi palcami znalazła numer do siostry. Jeden sygnał, drugi ... Boże, Lina serio? Czekając aż odbierzesz muszę słuchać tej idiotycznej melodyjki?
- Zdravstvuite tovarisch! - usłyszała po drugiej stronie rozbawiony głos siostry. Lena jedynie wywróciła oczami żałując że nie może teraz walnąć siostry czymś ciężkim. Tak ... Lina nawet nie wiedziała ile ma szczęścia.
- Przestań się zgrywać. - syknęła. - Przez Ciebie prawie się dzisiaj skompromitowałam. Chociaż nie ... i tak się skompromitowałam. - dodała przypominając sobie skoczka któremu podała nie to zdjęcie co trzeba. O tym chciała jak najszybciej zapomnieć. Co on sobie mógł o niej pomyśleć?! - Ludzie są mili, ale co raz częściej patrzą się na mnie jak na dziwadło, które spadło z kosmosu.
- Oh daj spokój, to dopiero pierwszy dzień. Lena, ja wiem że od dziecka chciałaś być we wszystkim perfekcyjna, ale weź na luz i daj się ponieść chwili. - poprosiła. Szatynka jedynie westchnęła ciężko. Wiedziała doskonale, że siostra ma rację. - Bez ryzyka nie ma zabawy. - zaśmiała się serdecznie. No tak, to było motto Liny. Ale dzięki temu zawsze dobrze się bawiła. A Lena? Kiedy ostatni raz się dobrze bawiła? Na nudnym wieczorku poetyckim? A może na spotkaniu u koleżanki z warsztatów, gdzie jedyną rozrywką była gra w chińczyka? Szatynka rozglądnęła się wokół, aż jej wzrok padł na oświetloną skocznię w oddali. Może przyjazd tutaj nie był wcale głupim pomysłem?
- Postaram się ...


***



Dzisiaj jeszcze jeden z krótszych rozdziałów =) Lena spotkała Andreasa, Andreas spotkał Lenę. Że tak się wyrażę Pierwsze Koty za płoty. Nietypowa sytuacja. Lena jednak obiecała, że będzie się dobrze bawić, więc możecie ją trzymać za słowo =)
Coś czuję że nie Andi, ani nie Lena tylko Wank będzie waszym ulubionym bohaterem =D