sobota, 15 lutego 2014

3. Krzywe nogi Wanka.

Nowy dzień, nowe nadzieje, nowe życie. Z takim pozytywnym nastawieniem Lena podniosła się z łóżka. Postanowiła że od dzisiaj przestanie marudzić, rozluźni się i da się ponieść chwili. Oczywiście ze zdrowym rozsądkiem. Chcąc nie chcąc nie mogła się nagle zmienić, prawda?
W każdym bądź razie po porannej toalecie i śniadaniu, które nareszcie zaczęło wyglądać jak śniadanie, wraz z całą grupą udała się na teren skoczni. Jutro w Soczi miało odbyć się oficjalne otwarcie Igrzysk Olimpijskich, dlatego też dzisiaj ruch był jeszcze większy niż wcześniej. Jednak nie przeszkadzało to skoczkom, którzy zapoznawali się ze skocznią. Kilka narodowości postawiło dnia dzisiejszego na trening, między innymi Niemcy, którzy w małej grupce dyskutowali na uboczu. 
Lena wraz z Katrin usiadły wygodnie na zimnej trybunie rozglądając się wokół. Szatynka z rozbawieniem spojrzała na grzywkę współlokatorki. Już nie widniało na niej jedno niebieskie pasemko, a aż trzy! Były w ten sposób dobrane kolorystycznie iż tworzyły wspólnie flagę Niemiec. Wieczorem, gdy Lena wróciła zmarznięta ze spaceru, Katrin pochwaliła się swoim dziełem. Oczywiście nie obyło się bez prób zachęcenia niebieskookiej do tego samego kroku. Lena owszem, miała się rozluźnić, ale nie aż tak!
Dziewczyny z rozbawieniem położyły swoje nogi na barierce, po czym przeniosły swoje spojrzenia na grupę osób w różnym wieku, w kurtkach i czapkach tego samego koloru, którzy gromadzili się niedaleko nich. Katrin widząc zmarszczkę, która pojawiła się na czole siedzącej obok niej znajomej westchnęła :
- To fanklub Thomasa Morgensterna. Nie lubię Austriaków, ale jestem pod wrażeniem w jaki sposób podniósł się on po upadku. - Lena pokiwała lekko głową nie wiedząc co Katrin ma na myśli. Jaki upadek? Jaki fanklub? Kim jest Thomas?! - Za naszymi również przyjadą fankluby. - wzruszyła ramionami i przeniosła wzrok na skoczków. Jednak kilka sekund później odwróciła głowę za siebie, aby z powrotem spojrzeć na nich i ... na Lenę. Szatynka widząc zaskoczenie w oczach dziewczyny z szaloną naturą jedynie uniosła brwi ku górze. - Dziwne, obserwują Ciebie. - szepnęła. Lena momentalnie poczuła wypieki na policzkach. Nie lubiła jak ktoś ją obserwował, bądź dyskutował o niej. 
- Wydaje Ci się. - mruknęła spoglądając na skoczków kątem oka. Akurat odwrócili się do dziewczyn plecami, jakby dotarło do nich iż zostali złapani na gorącym uczynku. 
- Nie, patrzyli centralnie na Ciebie. A Wank wskazał na Ciebie palcem! - Katrin wręcz podskoczyła na swoim miejscu z podekscytowania. Lena poczuła jak jej puls lekko przyspieszył ze zdenerwowania. Dlaczego na nią patrzyli? A raczej dlaczego ją obgadywali? Zerknęła na plecy chłopaka, który podarował jej wczoraj swój podpis. Musiał im coś nagadać. Może opowiedział historię o tym jak jego urok osobisty powalił biedną Lenę z nóg, przez co zaczarowana podała mu nie to zdjęcie co trzeba. Tak, na pewno im o tym powiedział. 
          
***

Niemieccy skoczkowie stanęli w małej grupce pod skocznią, rozmawiając o jutrzejszym otwarciu Igrzysk. Cała piątka była podekscytowana nadchodzącymi dniami, jednak ze wszystkich sił próbowali tłumić w sobie emocje. W końcu najważniejsze było skupienie. Nie mogli sobie pozwolić na zdenerwowanie bądź brawurę. To mogłoby za dużo ich kosztować. 
Najmłodszy z nich, Andreas, przysłuchiwał się swojemu imiennikowi, który właśnie opowiadał sprośny dowcip. Wank jak zwykle był duszą towarzystwa i jednym słowem potrafił poprawić humor całej ekipie, jak i przenieść ich myśli na odpowiednie tory. Andi uśmiechnął się na końcówkę dowcipu. Znał go doskonale z książeczki, którą jego starszy brat starannie chował pod łóżkiem. Osiemnastolatek wcale nie był wyjątkiem. Nie jednokrotnie sięgał po to co zakazane. 
- Ziemia do Richarda! - Andi podniósł wzrok na stojącego obok niego kolegę. Przed jego twarzą Wank energicznie machał dłonią. - Halo, Houston, mamy problem. Powtarzam mamy problem! - Freitag wziął do dłoni trochę śniegu i sypnął nim w twarz natrętnego kolegi. Reszta grupy ryknęła głośnym śmiechem przyglądając się Wankowi, który ocierał sobie twarz. - Sorry Richard, ale tak się patrzyłeś na te fanki, że myślałem że gałki oczne Ci wyskoczą. - mruknął obrażonym tonem Andreas i dla własnego bezpieczeństwa odsunął się od bruneta.
- Czyżby Richard zapomniał o punkcie jedenaście b? - zapytał Severin próbując zalotnie wachlować rzęsami, lecz ni jak mu to wychodziło. Miało być zalotnie, a wyszło komicznie, co oczywiście nie uszło uwadze reszty.
- Po prostu znam jedną z tych dziewczyn. - wzruszył ramionami i zerknął na tajemniczą szatynkę. Oczywiście pozostała czwórka podążyła za nim wzrokiem. W tym również Andi, który w znajomej Richarda rozpoznał Linę ... Lenę. - Wczoraj nie mogłem sobie przypomnieć skąd ją znam, ale teraz już wiem. Poznaliśmy się pół roku temu w jednym w klubów w Berlinie. Wpadła w oko mojemu kumplowi. Nawet myślałem że coś z tego będzie, ale pokręciła się przy nim, a potem zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Ma dziewczyna talent w łamaniu serc. - zaśmiał się pod nosem. Marinus zagwizdał przeciągle co zirytowało Wellingera. Pokręcił jedynie z politowaniem głową i jeszcze raz zmierzył dziewczynę wzrokiem. Wczoraj sprawiała wrażenie nieśmiałej osoby, czyżby na prawdę ta zabawna niebieskooka była zdolna do łamania męskich serc? Cóż ... miała ku tego zewnętrzne predyspozycje. 
- Poznała Cię? - podekscytowany Wank z powrotem pojawił się obok Richarda. Brunet jedynie pokręcił przecząco głową. - Ale to na pewno ona? - wskazał palcem wprost na szatynkę, co nie uszło uwadze jej koleżance. Cała piątka jak na zawołanie odwróciła się plecami do obserwowanego obiektu. 
- Jesteś idiotą. - warknął Severin. - Matka Cię nie uczyła, że paluchem nie wskazuje się obgadywanej osoby? - rzucił w niego swoją rękawiczką, lecz zwinny Wank uchylił się przed ciosem.
 - Ale obgadywać to chyba też nie ładnie, co? - zapytał niepewnie Marinus. Wszyscy zmierzyli się zmieszanymi spojrzeniami. 
- Jesteśmy facetami, taka już nasza natura. - oczywiście ta kwestia wręcz musiała należeć do Andreasa Wanka. Po tym małym usprawiedliwieniu wszyscy poczuli się oczyszczeniu z zarzutów i ruszyli w stronę domków, w którym trzymali swój sprzęt.

***

Jak pech to pech. Zaraz po powrocie do schroniska Katrin źle się poczuła. Było jej zimno, do tego jej czoło dość szybko zrobiło się gorące. Ku przerażeniu Leny okazało się, iż właściciele nie mają w schronisku żadnych leków do zbicia gorączki. Prawie zrobiła im karczemną awanturę. To nie do pomyślenia, aby w schronisku nie było apteczki! Już na pajęczynę w kącie mogła machnąć ręką, ale co miała zrobić skoro jej współlokatorka leżała z drgawkami na łóżku? 
Zostawiając Katrin pod opieką dwóch innych dziewczyn z grupy, Lena udała się do centrum Krasnej Polany w poszukiwaniu apteki. Oczywiście aby w ogóle tam się dostać musiała iść z dobre trzy kwadranse w jedną stronę. Nie wiedziała czy jeżdżą tędy taksówki, więc musiała zaufać własnym nogom, które w tym momencie brnęły przez śnieg. Z prawej strony miała las, ciągnący się kilkadziesiąt metrów wzdłuż drogi. Wzdrygnęła się na samą myśl, iż będzie musiała wracać obok tych drzew w czasie, gdy na zewnątrz zrobi się już ciemno. Po lewej stronie miała wzniesienie na którym postawiono hotel. Lena miała już tą przyjemność aby tam zajrzeć. Więcej nie miała zamiaru.
Skostniałe dłonie włożyła do kieszeni kurtki. Z całego tego pośpiechu zapomniała wziąć rękawiczek, które w tej chwili leżały sobie zadowolone na skrzypiącym krześle obok jej tymczasowego łóżka. Na szczęście czapka i szalik dawały jej odrobinę poczucia ciepła. Mimo to przyspieszyła kroku czując chłodny powiew wiatru na nosie. 
Nagle usłyszała przeraźliwy ryk. Podskoczyła z przerażenia spoglądając w stronę lasu będąc pewną, że za chwilę wyskoczy do niej jakieś dzikie zwierze! Całe życie przeleciało jej przed oczami lecz ... jakież było jej zdziwienia gdy dwa metry za nią wylądowała dwójka nieznajomych osobników! Lena stała sparaliżowana widząc młodych mężczyzn. Jeden leżał na wznak na śniegu mrucząc pod nosem że umiera, zaś drugi, który wylądował obok swojego towarzysza, miał twarz w śniegu. Osiemnastolatka zamrugała kilka razy powiekami nie wierząc w to co widzi. Swój wzrok przeniosła na pagórek z którego owa dwójka prawdopodobnie się stoczyła. Ślady tylko utwierdziły ją we własnej analizie. Wniesienie nie było drastycznie wysokie, można powiedzieć nawet że łagodne, ale sturlać się stamtąd na pewno by nie chciała.
- Żegnaj wspaniały świecie! - usłyszała jęki jednego z poszkodowanych. - Tyle miałem planów, tyle marzeń  ... nie będzie medalu! Wybaczcie mi kibice, zawiodłem! - szatynka niepewnie podeszła do umierającego. Kojarzyła go, lecz nie była pewna skąd. Nie sądziła aby obrażenia których doznał miały go od razu zaprowadzić na tamten świat. O ile w ogóle miał jakieś obrażenia.
- Nie rób mi tego. - usłyszała z lewej strony strony. Drugi z poszkodowanych zaczął wypluwać śnieg ze swoich ust, próbując się podnieść. - Nie możesz mi odebrać przyjemności zabicia Cię gołymi rękoma. - warknął, lecz sekundę później jęknął przeraźliwie. Lena z przerażeniem zauważyła że śnieg obok jego twarzy zrobił się niebezpiecznie czerwony. Pchnięta instynktem szybko podbiegła do chłopaka klękając obok, po czym trzęsącymi się dłońmi ujęła jego twarz. Momentalnie rozpoznała w nim skoczka, którego miała przyjemność poznać podczas spotkania z kibicami. Trudno jest zapomnieć ten odcień oczu, który w tej chwili był ciemniejszy niż zwykle. Wzrok przeniosła na jego nos z którego powoli sączyła się krew. Syknęła rozglądając się w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby zatrzymać krwawienie. - Czyli go nie zabije tak? - mruknął niebieskooki opadając bezsilnie na śnieg. - Jestem już po drugiej stronie i zajmują się mną anioły ... aua! - wrzasnął na całe gardło. Lena uśmiechnęła się przepraszająco, ale nadal trzymała kawałek lodu przy jego nosie.
- To dla Twojego dobra. - westchnęła. Miała nadzieję, że przez ten przeraźliwy okrzyk bólu nigdzie nie osunęła się lawina. - I przykro mi, ale nie jestem aniołem. Ja tylko ratuje Twój nos. - wzruszyła ramionami z rozbawieniem. Skoczek miał przerażony wzrok, który utkwił w twarzy Leny. Dziewczyna była speszona, ale odważnie tamowała lecącą z nosa krew. 
- A mi trzeba uratować życie. - do jej uszu doleciał jęk drugiego skoczka. - Tracę oddech ... trzeba mi zrobił sztuczne oddychanie! - pisnął patrząc z nadzieją na szatynkę. Lena doskonale wiedziała że chłopak się zgrywa, dlatego pokręciła z politowaniem głową.
- Spierdalaj. - warknął niebieskooki. - Znajdź sobie inną pielęgniarkę. To przez Ciebie mam rozwalony nos, więc mam pierwszeństwo kretynie. Jak już mnie pociągnąłeś za sobą w dół, to trzeba było nie wierzgać tymi przeszczepami! - podniósł głos, lecz momentalnie tego pożałował. Z ulgą ułożył głowę na śniegu i poddał się całkowicie pod władanie nieznajomej.
- Z Twoim nosem jest wszystko w porządku. - uspokoiła go Lena. - Oczywiście będzie lekka opuchlizna, ale kilka okładów i szybko zniknie. Dasz radę wstać? - zapytała niepewnie. Powoli robiła się szarówka, a ona przecież musiała jeszcze udać się do apteki! Jednak na razie musiała się upewnić iż poszkodowani cali i zdrowi, no ... może oprócz nosa niebieskookiego, dotrą do swojego hotelu.
- No widzisz? Z Twoim pięknym nosem wszystko w porządku. - mruczał starszy skoczek podnosząc się powoli z ziemi. Lena podała rękę swojemu pacjentowi i pomogła mu stanąć o własnych nogach. Na szczęście z chłopakiem wszystko było w porządku. Krew powoli przestawała lecieć z nosa, co najbardziej ucieszyło szatynkę. Postanowiła że dla pewności odprowadzi ich kawałek.
Zapadła pomiędzy nimi cisza. Osiemnastolatka szła pośrodku czując z jednej i z drugiej strony natarczywe męskie spojrzenia. Chciała zapytać o powód przez który obydwaj sturlali się z pagórka, ale nie miała śmiałości. A raczej wolała nie wiedzieć. Kto wie co siedziało w ich głowach. Na całe szczęście przypomniała sobie jak się nazywają. Dzięki zaskakującemu dostępowi do internetu w schronisku, mogła doinformować się w najważniejszych kwestiach. Zapamiętała imiona i nazwiska skoczków oraz mniej więcej ich twarze. Teraz była więcej niż pewna iż po lewej stronie miała Andreasa Wanka, a po prawej jego imiennika Wellingera. 
Podniosła delikatnie wzrok na niebieskookiego lecz to był błąd z jej strony. Ich spojrzenia momentalnie się skrzyżowały, co wywołało rumieńce na jej policzkach. Na szczęście było już ciemno, więc chłopak nie mógł dostrzec jej małej kompromitacji
- Hmm ... myślę że dalej pójdziecie już sami. - westchnęła zatrzymując się. Skoczkowie spojrzeli na nią zaskoczeni jakby nie rozumieli co do nich mówi. Lena była przekonana że dadzą sobie radę już sami, a ona raczej nie chciała się pokazywać w ich towarzystwie pod hotelem. Wczoraj usłyszała przypadkiem że mają zabronione jakiekolwiek kontakty z płcią przeciwną. Po za tym powinna się spieszyć, Katrin nie będzie czekała na nią wieczność. - Ja muszę jeszcze się dostać do centrum miasteczka także cieszę się, że z wami w porządku i powodzenia. - odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie.
- Zaraz, zaraz! - zawołał za nią Wank i dwie sekundy później złapał ją delikatnie za łokieć odwracając w swoją stronę. - Przecież jest ciemno, a do centrum daleko. Chyba nie chcesz powiedzieć, że idziesz o własnych nogach w tamtą stronę? - uniósł zaskoczony brew ku górze. Szatynka przełknęła ślinę nie wiedząc co ma powiedzieć. Powinna jak najszybciej się oddalić od nich zanim ją odeślą do schroniska.
- Muszę. - rzuciła dobitnie. - Po za tym się nie boję. - uniosła dumnie podbródek. Co jak co, ale była odważna. Chociaż las po prawej stronie drogi lekko ją przerażał. Jednak nie chciała tego okazywać.
- Nie chodzi o strach, tylko o to że dziewczyny nie powinny w takich warunkach same spacerować. - oburzył się jej rozmówca. - Ja wiem, on jest przystojny i w ogóle, ale jak mu zależy to powinien sam do Ciebie przyjść. - szatynka zmarszczyła czoło nie bardzo rozumiejąc co do niej właśnie mówił. Kim jest tajemniczy On? Z kim niby miała się umówić? Co on w ogóle bredzi?!
- Wank ma rację. - podszedł do nich młodszy Andreas. Po krwi już nie było śladu, jedynie nos miał zaczerwieniony i lekko spuchnięty. Ale mimo to Lena stwierdziła że wyglądał uroczo i zadziornie. 
- Z nikim się nie umówiłam. - westchnęła poprawiając szalik. Zrobiło to jednak niemrawo, ponieważ dłonie miała skostniałe i prawie ich nie czuła. - Muszę znaleźć aptekę. Moja koleżanka się przeziębiła, a nie mamy ze sobą żadnych leków. - dwójka skoczków wymieniła ze sobą porozumiewawcze spojrzenia, a chwilę później złapali dziewczynę pod ręce, po czym ruszyli w stronę hotelu. - Co wy wyprawiacie?! - prawie wrzasnęła próbując się wyrwać. Jednak z marnym skutkiem. Obydwaj byli silni ... ba! W końcu byli mężczyznami. Biedna drobna Lena nie miała z nimi żadnych szans. 
Nawet nie zauważyła jak stanęli przed wejściem do hotelu. Wank wyciągnął dłoń aby nacisnąć klamkę, lecz nie zdążył ... drzwi same się otworzyły, a przed trójką stanął czerwony ze złości trener. Szatynka momentalnie skurczyła się w sobie. Jeszcze tego brakowało! Mogła uciekać kiedy miała ku temu okazję. Albo mogła w ogóle im nie pomagać ... nie, tego nawet nie brała pod uwagę. Jej samarytańskie serce nie pozwoliłoby zostać skoczkom na śniegu.
- Mam was! - wbił w nich swoje mordercze spojrzenie. - Złamaliście kilka moich zasad! Po pierwsze, wyszliście bez mojej zgody po za teren hotelu, po drugie spóźniliście się na nasze obrady, a po trzecie ... - przerwał patrząc prosto na Lenę. Szatynka uchyliła ze strachu usta doskonale wiedząc co mężczyzna stojący przed nią ma na myśli. - ... punkt jedenaście b. - szepnął trzęsąc się ze złości. Zdziwiona szatynka spojrzała najpierw na Wanka, który miał wzrok utkwiony w podłodze, a następnie na niebieskookiego który przegryzał ze zdenerwowania dolną wargę. O co mu chodzi z punktem jedenaście b? - Wellinger co się stało z Twoim nosem?! - wrzasnął na całe gardło. Chłopak uchylił usta, aby się usprawiedliwić, ale trener nie dał mu dojść do słowa. - No tak! Pobiliście się o dziewczynę! Ludzie trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam! Mieliście konkurować na skoczni, a nie między sobą!
- Ale oni się o mnie nie bili. - wyszeptała Lena. Cała trójka przeniosła na nią swoje spojrzenia. Zrozumiała że cały ciężar tłumaczeń opadł na jej drobne ramiona. Doskonale wiedziała że mężczyźni to tchórze. Zawsze mieli najwięcej do powiedzenia, a jak co do czego, to kobieta musiała wszystko załatwić. Nie inaczej było w tej chwili. - Ja tylko pomogłam zatamować krew z nosa. - wskazała nieśmiało na Wellingera. Czego właściwie się bała? Nie była niczemu winna. Co ten czerwony ze złości mężczyzna mógł jej zrobić? Przecież jej nie pogryzie! Wyprostowała odważnie ramiona i spojrzała wprost w oczy Schustera. - Upewniłam się już, że z pańskimi podopiecznymi wszystko w porządku, także najlepiej będzie jeśli się oddalę. - już miała wyjść na zewnątrz, kiedy ktoś znów uczepił się jej łokcia. Była wręcz przekonana, że Wank chce zginąć z rąk trenera i to przed samym otwarciem Igrzysk. Jakieś było jej zdziwienie, kiedy po odwróceni się do skoczka ujrzała przed sobą niebieskie oczy Wellingera.
- Zaciągnęliśmy Cię tutaj bo nie możesz iść o tej porze sama w poszukiwaniu apteki, a nasz lekarz na pewno ma coś na zbicie gorączki. - powiedział dobitnie nadal trzymając ją, aby nie uciekła. - Chociaż tak się odwdzięczymy. - Lena chciała coś powiedzieć, ale nagle zabrało jej słów. Bez słowa odprowadziła wzrokiem Wanka, który udał się do lekarza kadry. Pomiędzy nią, Andim i trenerem zapadła grobowa cisza. Schuster założył ręce na piersi, demonstracyjnie tupiąc butem o podłogę. Nie podobało mu się nieposłuszeństwo swoich podopiecznych i wcale to nie dziwiło szatynki. Obawiała się jedynie konsekwencji, które mogą spotkać dwóch Andreasów.
Chwilę później starszy z nich podał jej opakowanie z lekami. Podziękowała nieśmiało, po czym oddaliła się w stronę wyjścia.

***

Po powrocie z treningu Andi marzył jedynie o szybkim prysznicu oraz wygodnym łóżku. Niestety, nie było mu to dane. Jego imiennik, z którym jak wiadomo dzielił pokój, stwierdził że natychmiast musi się przewietrzyć. Ale że bał się iść sam, tak ... Andreas Wank bał się wyjść sam na spacer, wybłagał wręcz niebieskookiego aby mu towarzyszył. Oczywiście wyjścia po za teren hotelu były surowo zabronione przez trenera, ale dwójka niemieckich skoczków miała nadzieję wymknąć się niezauważeni. I o dziwo udała im się ta sztuka.
Wyszli zza bramę i ruszyli przed siebie. Dopiero teraz zauważyli że ich hotel został postawiony na małym pagórku z którego rozciągał się widok w dół na drogę prowadzoną do centrum miasteczka. Gdyby tylko mieli ochotę, mogliby zejść delikatnym zboczem kilka metrów w dół. Jednak Wank wybrał inną drogą. A właściwie szedł ślepo przed siebie wymachują swoim telefonem komórkowym.
- Gdzie jest zasięg? - jęczał niczym cierpiąca dusza. Osiemnastolatek który szedł za nim jedynie westchnął i wsunął dłonie do kieszeni spodni. Darzył swojego starszego kolegę wielką sympatią, ale musiał przyznać że Wank bardzo często działał mu na nerwy. No cóż, już taki miał charakter. Raz rozśmieszał, a za drugim razem doprowadzał do szewskiej pasji. Ile to razy Andi łapał się na rozmyślaniu o odpowiedniej torturze, której mógłby poddać bruneta żeby tylko zamknął swoje szanowne usta. Dzisiaj niestety było podobnie. Andreas nagle oznajmił że musi wyjść i wymusił na niebieskookim, niczym dziecko na swojej matce, aby mu towarzyszył. - Ty Andi! To nie ta znajoma Richarda? - poczuł jak Wank szarpie go za ramię. Osiemnastolatek spojrzał w dół, gdzie w śniegu dreptała znajoma sylwetka.
- Umm tak, chyba to Lena ... znaczy Lina. - poprawił się szybko, mimo że to tej pory nie wiedział jak na prawdę ma na imię ta dziewczyna.
- Po jaką cholerę ona lezie przez ten śnieg? - prychnął brunet przyglądając się drobnej sylwetce. Podszedł nawet bliżej jakby to miało mu pomóc w odczytaniu myśli nieznajomej. Niestety ... po drodze się potknął i niebezpiecznie przechylił do przodu. W ostatniej chwili złapał Andiego za łokieć, ale to tylko pogorszyło sytuację. Zaskoczony niebieskooki stracił równowagę i obydwoje upadli wprost na zbocze pokryte śniegiem. Na tym jednak się nie skończyło. Bezwładne ciała skoczków zaczęły zsuwać się w dół. Ryk Wanka przeszył całą okolicę, a jego noga, którą niebezpiecznie wierzgał próbując się zatrzymać, uderzyła centralnie w nos Andiego. Świat Wellingera zawirował. Poczuł jak ląduje twarzą w śniegu i za nic w świecie nie chciał się podnosić. Tyłek bolał go niemiłosiernie, a pulsowanie w okolicy nosa przeniosło się na całą twarz. - Żegnaj wspaniały świecie! - usłyszał pojękiwania bruneta. Przez krótką chwilę przestraszył się, że coś poważnego stało się jego koledze. Jednak szybko wyrzucił z głowy tą samarytańską myśl. To przez Wanka i jego krzywe nogi zsunęli się na tyłkach z pagórka! - Tyle miałem planów, tyle marzeń  ... nie będzie medalu! Wybaczcie mi kibice, zawiodłem! - Andi chciał prychnąć, ale jedynie śnieg wdarł się do jego ust. Podniósł powoli głowę wypluwając go.
- Nie rób mi tego! - mruknął próbując odnaleźć Wanka wzrokiem. Dostrzegł go jak leży na wznak patrząc rozanielonym spojrzeniem w pochmurne niebo. Miał ochotę podejść do niego i zacząć dusić. Może i dostałby dożywocie, ale przynajmniej uratowałby świat przed głupotą Wanka. - Nie możesz mi odebrać przyjemności zabicia Cię gołymi rękoma. - warknął. Poczuł pulsowanie w nosie, a na śniegu dostrzegł kropelki krwi. Zmarszczył zaskoczony brwi i wtedy ktoś chwycił chwycił delikatnie jego twarz w dłonie i odwrócił w swoją stronę. Andi dostrzegł znajome niebieskozielone oczy, ale za nic w świecie nie mógł sobie przypomnieć skąd. A może to nikt znajomy? Może Wank miał rację? Może rzeczywiście zawiedli trenera i kibiców ... - Czyli go nie zabije tak? - spytał zawiedziony, po czym opadł na śnieg. - Jestem już po drugiej stronie i zajmują się mną anioły ... aua! - wrzasnął na całe gardło czując jak coś przeraźliwie zimnego dotknęło jego poobijanego nosa. Ból przeszył całe jego ciało, ale dzięki temu odzyskał swoją świadomość.
- To dla Twojego dobra. - usłyszał nad sobą. - I przykro mi, ale nie jestem aniołem. Ja tylko ratuje Twój nos. - Andi wpatrywał się zszokowany w swoją wybawczynie. Lena, tak ... postanowił ją nazywać Lena ponieważ to imię bardziej do niej pasowało. No więc Lena delikatnie tamowała krew, która sączyła się z jego nosa.
- A mi trzeba uratować życie. - Wank przerwał tą błogą chwilę. - Tracę oddech ... trzeba mi zrobił sztuczne oddychanie! - pisnął. Szatynka spojrzała z politowaniem w jego stronę co niesamowicie ucieszyło Andiego. Nie chciał, aby zajmowała się jego kolegą. Nie chciał, aby w ogóle kimkolwiek się zajmowała po za nim!
- Spierdalaj. - warknął. - Znajdź sobie inną pielęgniarkę. To przez Ciebie mam rozwalony nos, więc mam pierwszeństwo kretynie. Jak już mnie pociągnąłeś za sobą w dół, to trzeba było nie wierzgać tymi przeszczepami! - krzyknął czego pożałował. Ból przeszył jego głowę, więc opuścił ją momentalnie na śnieg czując ulgę.
- Z Twoim nosem jest wszystko w porządku. - uspokoiła go Lena. - Oczywiście będzie lekka opuchlizna, ale kilka okładów i szybko zniknie. Dasz radę wstać? - zapytała niepewnie. Andi niepewnie pokiwał głową. Nie chciał wstawać. Tutaj było mu dobrze! Ale mimo wszystko musiał podać rękę dziewczynie i się podnieść. Oczywiście Wank musiał dodać trzy grosze od siebie, ale Andi nie miał zamiaru go słuchać.
W trójkę ruszyli w stronę hotelu. Przez całą drogę osiemnastolatek obserwował Lenę. Musiała nad czymś intensywnie rozmyślać, ponieważ zabawnie marszczyła brwi. Wellingerowi wydawało się że przez chwilę chciała o coś zapytać, ale zrezygnowała z tego. W ciszy zbliżyli się do bramy. Wówczas dziewczyna uniosła swoje oczy dzięki czemu ich spojrzenia się spotkały. Andi poczuł jak traci dech w piersi. Jakież ona miała piękne oczy!
- Hmm ... myślę że dalej pójdziecie już sami. - przerwała niewygodną ciszę. Obydwaj jak na zawołanie utkwili w niej swoje spojrzenia. - Ja muszę jeszcze się dostać do centrum miasteczka także cieszę się, że z wami w porządku i powodzenia. - odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie. Andi zmarszczył brwi. Jak to do centrum miasteczka? Na piechotę? Czyli tam się wybierała brnąć przez śnieg? I to o tej porze? Chciał zareagować, ale Wank zrobił to za niego. Zaczął kłócić się z dziewczyną, ale tym razem osiemnastolatek musiał mu przyznać rację. To nie do pomyślenia, aby dziewczyna o tej porze sama spacerowała. Sam miał dwie siostry o które się martwił, mimo że były od niego starsze. - Muszę znaleźć aptekę. Moja koleżanka się przeziębiła, a nie mamy ze sobą żadnych leków. - westchnęła szatynka gotowa uciec. Andi spojrzał na Wanka. Wiedział że obydwoje myślą o tym samym. W końcu mieli w kadrze lekarza, mogli mu podebrać jakiś lek na obniżenie gorączki. Chwycili więc Lenę pod ręce i ruszyli w stronę wejścia do hotelu. - Co wy wyprawiacie?! - krzyknęła, jednak skoczkowie dzielnie podeszli pod drzwi. Andreas chciał je otworzyć lecz niestety ... trener ich ubiegł.
- Mam was! - niebieskooki jedynie zaklął pod nosem. Miał nadzieję że Schuster nie wyjdzie dzisiaj ze swojego pokoju, przez co uda im się zaopatrzyć dziewczynę w to czego potrzebowała i wrócić do swoich czterech ścian. - Złamaliście kilka moich zasad! Po pierwsze, wyszliście bez mojej zgody po za teren hotelu, po drugie spóźniliście się na nasze obrady, a po trzecie ... - zawiesił się patrząc na Lenę. Przez chwilę osiemnastolatkowi wydawało się iż dziewczyna wpadła w oko mężczyźnie, ale dotarło do niego o co chodzi. O ten nieszczęsny i najważniejszy punkt. - ... punkt jedenaście b. - szepnął. Szatynka spojrzała na skoczków nie bardzo rozumiejąc o co chodzi Schusterowi. - Wellinger co się stało z Twoim nosem?! -wszyscy Ci, którzy aktualnie przebywali w recepcji usłyszeli wrzask trenera niemieckich skoczków. - No tak! Pobiliście się o dziewczynę! Ludzie trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam! Mieliście konkurować na skoczni, a nie między sobą! - Schuster zaczął się miotać czerwony ze złości. Jednak Andi musiał mu przyznać rację. To była ich wina.
- Ale oni się o mnie nie bili. - wyszeptała Lena. Cała trójka spojrzała na nią zaskoczona. Andi chciał jej zakryć usta dłonią, aby nie rozwścieczała bardziej szalejącego byka. - Ja tylko pomogłam zatamować krew z nosa. Upewniłam się już, że z pańskimi podopiecznymi wszystko w porządku, także najlepiej będzie jeśli się oddalę. - odwróciła się na pięcie. Nie mógł jej pozwolić odejść. Poszłaby prosto na poszukiwania apteki. Musiał zaryzykować i postawić się trenerowi. Tylko ten jeden raz. Chwycił więc Lenę za łokieć i odwrócił w swoją stronę.
- Zaciągnęliśmy Cię tutaj bo nie możesz iść o tej porze sama na poszukiwania apteki, a nasz lekarz na pewno ma coś na zbicie gorączki. - wyjaśnił czując na sobie wzrok trenera, która przeszywał jego ciało. - Chociaż tak się odwdzięczymy. - skinął na Wanka, który pobiegł szybko do lekarza. Zapadła cisza. Szatynka spuściła wzrok na swoje stopy. Schuster jak to miał w zwyczaju tupał teatralnie butem o posadzkę. W takich warunkach czekali na bruneta, który na całe szczęście nie kazał na siebie długo czekać. Szatynka rzuciła podziękowania i czym prędzej udała się do wyjścia z hotelu.
- No więc. - zaczął zniecierpliwiony Schuster. - Dowiem się wreszcie co do cholery jasnej się wydarzyło?!

***

Zapomniałam was uprzedzić na samym początku, że przed czytaniem moich wypocin, powinnyście skontaktować się z lekarzem ... tak na wszelki wypadek =) Nie wiem co ten Wank wyprawia, że fragmenty z jego udziałem wychodzą mi komiczne i wręcz nieokrzesane! Jak tak dalej pójdzie to Andi z Leną pójdą pod ścianę, a on stanie się gwiazdą tej historii. No nic ... idę odliczać czas do konkursu na skoczni dużej, a was zachęcam do komentowania! Nawet nie wiecie że niechcącą same podsuwacie mi pomysły =)


9 komentarzy:

  1. Przepraszam bardzo, ale...sikam! hahahahahahahahaha :D o Boże mój :D Ja wiem, uprzedzałaś, ale i tak parsknęłam śmiechem jak idiotka z Wanka...Jak można być takim człowiekiem? hahahahaahah :D Wyobraziłam sobie ten ich upadek i jestem skończona. Przez jego krzywe nogi o mało sam by nie zszedł na tamten świat. Jego jęki i rozpaczliwe wołanie...bezcenne! Śmieję się jak debil do ekranu :D I jeszcze Andiego za sobą pociągnął i bum...styrany nos. Dobrze, że pojawił się anioł w postaci Leny, która złagodziła ból ;) Ach te ich ukradkowe spojrzenia ^^ :D hahahaha :D Rysiu, Rysiu to wcale nie jest twoja znajoma, proszę nie wprowadzać kolegów w błąd :D nieładnie tak obgadywać, panowie, nieładnie...:D
    Dobrze, że choć postanowili wziąć ją ze sobą, żeby nie musiała iść do apteki. Tylko trenero się trochę, tyćku, tyćku wkurzył...Czekam na reprymendę hahahahaha :D mistrzostwo :D ja czekam na to ich otwarcie, mwahahahahahaha :D
    Buźka ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otwarcie parasola w tyłku już w następnym rozdziale ... muszę na razie myśleć co po 'ściance' xD

      Usuń
    2. To myśl, myśl koniecznie, co się będzie po tym działo :D Rozbiło mnie to, że pójdą pod ścianę, a Wanku będzie wiódł prym hihihihihihi :D No, Ty wiesz i jest git :D

      Usuń
  2. Jejku. Leżę i kwiczę niczym świnia Dietharta..
    Cudowny rozdział. Ja tu się spodziewałam jakiegoś niedźwiedzia atakującego Lenę, no ewentualnie głodnego i niezadowolonego Maćka kota, ale nie Andreasów sturlających się z górki. Padłam. I jeszcze te teksty o umieraniu. Mistrzostwo, widać, że Wank jest 100% facetem.. i jeszcze to ich obgadywanie biednej Leny. I oczywiście kto zaczął, no oczywiście Rysiu. Lena taka nieśmiała myszka i miałaby serca łamać.. Weź się Rysiu w głowę puknij. A Wank to już wgle.. temu nic już nie pomoże.
    Rozwścieczony Schuster, tego bym nie chciała oglądać. Biedna Lena, zaciągnięta przez Andreasów do jaskini lwa (czytaj Schustera) no ale czym ona biedna zawininiła? No niczym. Dobrze, że dali jej te leki dla koleżanki na zbicie gorączki i nie musi iść do miasteczka. Ciekawa jestem jakie będą konsekwencje dla Andreasów za złamanie zakazów xD
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny. Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Grunt to dobre nastawienie, a więc Lena całkiem dobrze zaczęła! Przestała marudzić, trochę wzięła się w garść i w sumie dobrze na tym wyszła. Ma u mnie za to wielki plus. Trochę wyszła na ignorantkę, ale myślę, że obracając się w takim towarzystwie szybko nadrobi braki w swojej wiedzy.
    Oj, chłopaki, ale nieładnie tak obgadywać innych, a tym bardziej pokazywać ich palcami. Powinni się wstydzić ;)
    Zwłaszcza, że uwierzyli w jakąś historię o Lenie... a raczej pogłoski o poczynaniach jej siostry. Coś czuję, że Lina może tutaj jeszcze troszkę namieszać. Widocznie jej reputacja ją prześcignęła ;)
    Biedna, Katrin. Jak pech to pech. Szkoda, że choroba ją rozłożyła. Przez to może ją ominąć wiele ciekawych wydarzeń. Ale dobrze, że ma w Lenie taką oddaną koleżankę, która postanowiła się poświęcić, aby zdobyć dla niej leki na zbicie gorączki. Cóż, wiele ciekawych rzeczy z tego wyniknęło ^^ Kurczę, przestraszył mnie ten ryk, haha. Myślałam, że faktycznie jakiś dziki zwierz ją zaatakował, bo przecież w Rosji to wszystko możliwe, a tu tymczasem tylko Andreas 1 i Andreas 2 postanowili się sturlać z górki, hah! Ich konające jęki były przegenialne! Choć początkowo też trochę niepokojące, przecież mogło się to skończyć dużo gorzej, niż na rozbitym nosie. Za to Lena pięknie spisała się w roli pielęgniarki, a może raczej prywatnego anioła? Ej, ale oni co, w zamian ją uprowadzili? Ładne podziękowania!
    Ależ mieli pecha, że natrafili na trenera ^^ Nie chciałabym się teraz znaleźć w ich skórze. Skoro złamali tyle punktów tego cennego regulaminu może być gorąco, gdy przyjdzie co do czego! No, ale trzeba się im przyznać, że ładnie się zachowali, że podarowali jej te leki. Nie będzie musiała się trudzić z dotarciem do centrum i szukaniem apteki.
    Wank jest świetny ^^ Uśmiałam się, jak nienormalna z całej tej sytuacji, jak i z jego samego. Facet jest po prostu cudny. Nienormalny, ale cudny! Za to Wellinger to ma ciężkie życie ze swoim kolegą. W piękne kłopoty go wciągnął. Nie ma co :D Jestem bardzo ciekawa, jaka sroga kara ich teraz czeka.
    Czekam na to niecierpliwie ^^
    Pozdrawiam i życzę mnóstwo weny na kolejne rozdziały :*


    OdpowiedzUsuń
  4. Wydawało mi się, że całkiem niedawno gościłam u Ciebie z komentarzem, a tu proszę znów mam zaległości. Publikujesz jak karabin maszynowy, ale podoba mi się to, bo kiedy nadrabiam rozdziały mam jeszcze większą frajdę i większy ubaw.
    Podoba mi się już pierwszy akapit. Bo grunt to pozytywne myślenie, które jest zdecydowanie lepsze niż wieczne marudzenie. Dlatego tak trzymać :-)
    Ale i tak cały rozdział wygrywa Wank i kego krzywe nogi. Cóż jak się jest takim wysokim to trudno utrzymać równowagę zwłaszcza z krzywymi kończynami ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Patrząc na Wanka w rzeczywistości jestem sobie w stanie wyobrazić te jego głupawki ;D Pisz pisz, bo jestem ciekawa co tam wymyślisz dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. wreszcie znalazłam chwilę czasu na nadrobienie tego opowiadania. Spodobała mi się nazwa adresu. a treść? Jeszcze lepsza! Naprawde genialne opowiadanie i Wank mistrzem nad mistrzami w byciu kretynem z przeszczepami hahahahahaha i jeszcze jedno! kiepskiego wychowania...jak można pokazywac palcem?! PFFFF
    . Wellinger, skarbek nad skarbami! Uwielbiam go... i ten boski punkt 11B xD w tym to padłam!
    Nie wiem czemu ale wyobraziłam tu sobie Schustera jako gościa który... czatuje by kogokolwiek przyłapać xDtypu " haaaaa! mam Cię!" xD
    Jeśli mozesz, informuj mnie na blogu [spelnione--marzenie] jak i zapraszam na to opowiadanie o Wellingerze ^^
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na nowość ^^ :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Z ciekawości postanowiłam zajrzeć i do Ciebie. :-)
    Powiem Ci że dawno kiedy tak się uśmiałam, hahha.. a mamy dopiero ranek, więc dzięki Tobie będę się śmiała cały dzień!
    Miły i przyjemny rozdział, fajnie się czytało. Chcę więcej! Do tego długi rozdział ach! Czego chcieć więcej?
    Nie no, Wank to mnie rozwala z rozdziału na rozdział. Ciekawe czy w następnym również będzie taki zabawny XD

    OdpowiedzUsuń